sobota, 5 stycznia 2013

Przebudzenie

Niebieskie światło. 
Ciepło. 
Ktoś unosi ją do góry wysoko, wysoko. 
Milknące, coraz odleglejsze krzyki.
Czy to już śmierć?
*
Kate biegła korytarzem, ignorując narzekania postaci z obrazów na to, że zostały tak brutalnie przez nią obudzone. Miała w Skrzydle dwie przyjaciółki, i na Rogogona, musiała jak najszybciej się tam znaleźć. Do tego wszystkiego jeszcze martwiła się o Remusa. Zresztą jak zawsze w czasie pełni. Nie potrafiła spać w takie noce. 
Siedziała wówczas przy oknie i patrzyła na Księżyc. Kiedyś tak bardzo lubiła jego blask. Mogła godzinami wpatrywać się w niego. Był piękny. Teraz już tak nie było. 
Księżyc w pełni kojarzył jej się tylko z jednym. Z cierpieniem Remusa.
Dziewczyna zacisnęła usta. Wszystko się zmienia. Kiedy człowiek dorasta, zaczyna wiedzieć i rozumieć więcej. Spotyka ludzi, którzy zupełnie zmieniają jego stosunek do świata i rzeczywistości. I tak było z wieloma jej przyjaciółmi. Meggie. Nie lubiła jej na początku.
Słyszała, że pochodzi z mugolskiej rodziny, i to nie pozwalało jej popatrzyć na dziewczynę w przychylny sposób. Bellartix od zawsze powtarzała jej, że tacy nie są warci uwagi, i że liczy sie tylko czysta krew. Kate w końcu poznała się na Gryfonce i zdała sobie sprawę, że pochodzenie to najmniej istotna rzecz. Albo Jo. Tylko ona umiała sprawić, że dotychczas nudne mecze Quidditcha stawały się widowiskiem godnym obejrzenia, a przy tym ciekawym. Peter był doskonałym przykładem tego, jak pozory mogą mylić, i jak wiele odwagi może skrywać ktoś niemalże niewidoczny i skromny. James. Syriusz… Pokazali jej, jak dużo można zrobić i poświęcić w imię przyjaźni. Jakiego ryzyka jest się w stanie podjąć, kiedy przyjaciel potrzebuje pomocy. Remus… Kto by kiedykolwiek pomyślał, że będzie po uszy zakochana w wilkołaku?
- Panienko Sting – szepnęło coś w mroku. Kate zatrzymała się.
- Tak? – odpowiedziała.
Z ciemności wyłoniły się najpierw duże, okrągłe oczy, potem długi, lekko skrzywiony nosek. Długie uszy zafalowały, kiedy skrzat się zatrzymał. 
- Osetko, co tu robisz? – Kate schyliła się nad malutką skrzatką kuchenną – Już tak późno.
Osetka pokiwała energicznie główką. Jej uszy zakołysały się.
- Wiem, panienko. Ale przysyła mnie Zgredek.
Kate wyprostowała się zdziwiona. Zgredek? O ile dobrze pamiętała, był to skrzat domowy Lucjusza Malfoy’a – blondasa (dość przystojnego, choć dziwnego), który od dłuższego czasu kręcił się wokół Narcyzi, jej kuzynki. 
- Zgredek? Ale czego on by potrzebował?
Osetka rozejrzała się dokoła, po czym nachyliła się leciutko. Kate musiała przykucnąć, żeby lepiej ją słyszeć.
- Profesor Dumbledore poprosił Zgredka o przysługę. Zgredek był ucieszony. Taki ważny ktoś, jak dyrektor Dumbledore ma ważną misję dla niego. To duże wyróżnienie, panienko. No więc, poprosił Zgredka by znalazł w gabinecie panicza Malfoy’a pewną… Rzecz. Ta rzecz miałaby pomóc panience Evans odzyskać przytomność.
- Nie rozumiem – Kate pokręciła głową – Dlaczego Malfoy miałby mieć coś, co pomoże Meggie?
Osetka wzruszyła chudymi ramionkami.
- Nie mam pojęcia. My, skrzaty nie mamy prawa pytać o takie rzeczy. Ważnym jest, że Zgredek to znalazł. Przekazał profesorowi Dumbledore’owi. A on mi – to powiedziawszy skrzatka wyciągnęła z kieszeni małe zawiniątko. 
Kate wyciągnęła dłoń. Co takiego mógł mieć Lucjusz, co pomogłoby Meggie?
Paczuszka opadła ciężko na wyciągniętą dłoń Puchonki. Osetka skłoniła się i zniknęła, pstryknąwszy palcami. Kate została sama.
- Dziekuję – szepnęła, choć wiedziała, że nikt jej nie usłyszy.
*
Syriusz wniósł Remusa do dormitorium. Jakoś udało im się przemknąć przez korytarz i Pokój Wspólny bez zauważenia. Z drugiej strony mając mapę nie było to takie trudne. 
Remus opadł ciężko na łóżko.
- Dziękuję – szepnął, po czym od razu zasnął.
Syriusz przykrył przyjaciela, zasunął jego zasłonki i zerknął na mapę jeszcze raz. Szukał wzrokiem malutkiej, czarnej kropeczki. Nie było jej w dormitorium Ravenclaw, w bibliotece, w Wielkiej Sali ani w łazienkach (tak, teraz już wiedział, gdzie są łazienki prefektów). 
- Syriusz, patrz – jego poszukiwania przerwał cichy głos Jamesa. Łapa popatrzył na przyjaciela.
Rogacz trzymał w ręku małą, pogniecioną karteczkę. 
- Od Jo – stwierdził, widząc z daleka drobne, zgrabne literki – Coś się stało?
James wzruszył ramionami.
- Nie wiem, to przesyłka do ciebie – powiedział, ale widząc zniecierpliwione spojrzenie Syriusza rowinął pospiesznie liścik – Dobra, dobra, ale jeśli to wiersz miłosny, to twoja wina, że czytam.
Popatrzył na wiadomość przelotnie i zaczął czytać:
„Syriuszu, idę do Zakazanego Lasu z Moodym i Hagridem wytropić to, co zaatakowało Meggie. Piszę tak na wszelki wypadek, nie wiem z czym przyjdzie nam się zmierzyć. Jak tylko to przeczytasz, proszę, idź do Skrzydła. Być może będzie coś wiadomo w sprawie Megg. Trzymajcie się, Jo”
Łapa zastygł przerażony. Czy to dlatego nie mógł jej znaleźć na mapie? Jest jeszcze w Lesie?
James wydawał się być równie poruszony. Zgniótł liścik w dłoni niebardzo świadomy, co robi. 
- Łapa – zaczął niepewnie – z Szalonookim i Hagridem nic jej nie grozi. Nie pozwolą jej skrzywdzić. Zresztą Moody zawsze ma plan. Jest sprytny. To doświadczony auror.
Syriusz kiwnął głową. Jego przyjaciel ma rację.
Chłopak chwycił mapę i znalazł Skrzydło Szpitalne.
- Jest! – wykrzyknął uszczęśliwiony, lecz po chwili uśmiech zszedł z jego twarzy – Tylko czemu wszyscy się ruszają z wyjątkiem jej?
- Meggie też?
Syriusz przyjrzał się.
- Nie, Meggie nie… Przecież nie może – zmrużył oczy – Przy Jo stoją Hagrid z Moodym… Stary, coś jest nie tak.
- Czemu?
- Gdyby Jo była w stanie, to siedziałaby przy Megg. A jest w drugim końcu Sali.
Rogacz pokręcił głową.
- To o niczym nie świadczy.
Syriusz spojrzał na korytarz przed Skrzydłem.
- Do tego ten dupek Garry tam lezie!
Gryfon zerwał się na nogi i wybiegł z dormitorium.
James usiadł na swoim łóżku. Było w pół do szóstej. Miał jeszcze godzinę, zanim wszyscy się obudzą. Chwycił ręcznik i powolnym krokiem ruszył w stronę łazienki, by zmyć z siebie bród ostatniej nocy.
*
Kate siedziała przy Megg i czekała. Dziwne lekarstwo zostało Gryfonce podane, ale nie było widać żadnych zmian. Minęły już cztery godziny…
Severus siedział po drugiej stronie i Puchonka zauważyła, że ma czerwone, podkrążone oczy. Zapewne nie spał całą noc. Dziewczyna nadal nie mogła zrozumieć, co tak bardzo pociągało Meggie w jego osobie. Był Ślizgonem. Blady. Chudy. Długi nos. Ciemne włosy. Przeciętny.
A mimo to poczuła do chłopaka odrobinę sympatii. 
- Chcesz kawy? – spytała, zanim dotarło do niej co robi. „Kate, rozmawiasz z Severusem”, pomyślała przerażona.
Ślizgon podniósł zmęczony wzrok na Kate i pokiwał delikatnie głową.
- Jasne, dzięki.
Puchonka wstała z krzesła, zanim cofnęła swoją propozycję. Co za obca uprzejmość przemówiła przez nią? 
*
Syriusz rzucił się biegiem przez korytarz. Jo się nie rusza. Jej kropeczka jest nieruchoma. Czy coś się mogło stać? „Nic gorszego, niż miesiąc temu jej nie spotka”, pomyślał. Ale jakoś nie wierzył w to, co myśli. Zeskoczył ze schodów, zanim te zdążyły się przesuwać na kolejny 
korytarz.
*
Garry szedł pospiesznie w stronę Skrzydła. Widział, jak nieśli tam Jo. Czy znowu stało się coś strasznego? Chłopak miał nadzieję, że tym razem nie będzie tam tego lansera, Syriusza. Nie lubił go. Nie po tym, jak potraktował Joanne na balu. Ani po tym, jak się do niej odnosił. Zachowywał się tak, jakby już byli parą. Dobrze, że Jo zawsze potrafiła ostudzić jego zapały. Tak… Krukonka podobała się Garry’emu. Zawsze byli razem. Razem dostali listy z Hogwartu. Razem odbyli pierwsze mierzenia szat w sklepie Madame Malkin. Razem wybierali różdżki. Jo miała 13-calową, cisową różdżkę z rdzeniem pióra Feniksa. Jak to powiedział Ollivander była idealna do rzucania zaklęć, szczególnie ofensywnych. Tak. Garry był gotowy dla Jo na wszystko.
*
Syriusz skręcił w zakręt i wbiegł w ciemny korytarz, który normalnie nie istniał. Znali go tylko ci, którzy o nim wiedzieli. Reszta uczniów żyła w nieświadomości, że coś takiego w ogóle istnieje. Wyjął swoją różdżkę. 13 cali, cis, pióro Feniksa. Dokładnie taka sama, jak Jo. Uśmiechnął się do siebie.
- Lumos – szepnął. Popatrzył na mapę i pobiegł w stronę korytarza prowadzącego do Skrzydła Szpitalnego.
*
Garry odwrócił się i wtedy go zobaczył.
*
Syriusz wybiegł zza zakrętu. Akurat wtedy, kiedy Krukon się odwrócił. 
*
Joanne syknęła, kiedy eliksir dotknął jej ucha.
- Cholera – szepnęła. Pomfrey popatrzyła na dziewczynę spod zmarszczonych brwi.
- „Gdyby Druzgotków nie drażniła, to by cała była” – powiedziała – Stare przysłowie, a mądre.
Moody chrząknął ostentacyjnie. Pielęgniarka nie zwróciła uwagi na jego rozdrażnienie i ciagnęła dalej.
- Dobrze, że to nic powaznego. Miesiąc temu o mało nam się nie przekręciłaś – zerknęła nieznacznie na Hagrida – ale cię uratowaliśmy. Tak naprawdę gdyby nie profesor Dumbledore, to nie byłabyś z nami dzisiaj. 
Jo wywróciła oczami. Moody zrobił to samo, ale tylko jednym, magicznym okiem. Pomfrey, niczym nie zrażona nadal wygłaszała swój monolog.
Nagle za drzwiami Skrzydła dało się słyszeć rumor, a potem pojedyńcze szmery. Oko Moody’ego powędrowało w stronę wejścia.
- Fly, to chyba do ciebie – powiedział Szalonooki, kiedy jego oko wróciło na miejsce.
Drzwi Skrzydła otworzyły się zamaszyście i do pomieszczenia wpadł Syriusz. 
A za nim Garry.
*
Syriusz tuż po tym, jak dostał w nos nareszcie chwycił za klamkę. Drugą ręką uderzył Krukona w brodę i rzucił się całym ciężarem na drzwi. Ustąpiły z łatwością. 
Wpadł do Skrzydła, za nim wbiegł Garry trzymając dłoń na ustach. Krew kapała mu między palcami.
Gryfon popatrzył najpierw na Moody’ego, na Hagrida i Pomfrey. Potem dostrzegł między nimi Jo. Siedziała z szeroko otwartymi oczami i zaciśniętymi ustami. 
Żyła.
Nic jej nie było.
Łapa uśmiechnął się szeroko i nie patrząc na krew kapiąca z nosa podbiegł do Krukonki.
- Jesteś cała – powiedział z ulgą. 
Dziewczyna również się uśmiechnęła. 
- Głupek – mruknęła i popatrzyła na Garry’ego – Ty też.
Krukon podbiegł do łóżka. Odsunął dłoń od ust. Miał paskudnie rozwaloną dolną wargę.
- Nic ci nie jest? – spytał, po czym chciał się uśmiechnąć, ale rana nie pozwoliła mu na to. Ograniczył się więc do jednego mrugnięcia okiem.
Pomfrey prychnęła, po czym chwyciła Syriusza i Garry’ego pod ramiona.
- Siadać tu! – pokazała na łóżko obok. Kiedy usiedli, wyciągnęła różdżkę i jednym zaklęciem zagoiła im rany – Zrobione. A teraz wynosić mi się, mam innych pacjentów.
*
Kate weszła do Skrzydła, niosąc dwie kawy. Popatrzyła na Garry’ego i Syriusza siedzących na łóżku przy Jo. „Oni chyba nigdy nie odpuszczą”, pomyślała i ruszyła w stronę łóżka Megg. W tym samym momencie Severus zerwał się z miejsca. Krzesło przewróciło się.
- Budzi się! – powiedział.
Kate w jednym momencie wypuściła kubki z rąk. Kawa rozlała się po posadzce.
*
Joanne zeskoczyła z łóżka. Nareszcie się budzi. Myślała, że zioła Skrzatów już nie pomogą. Minęło tyle czasu od ich podania. Z drugiej strony Skrzaty nigdy nie zawiodły. Już wiedziała, że to im zawdzięcza ocalenie życia w zeszłym miesiącu.
Stanęła przy łóżku przyjaciółki patrząc, jak ta powoli porusza ustami. Powieki zaczęły drżeć. Palce zacisnęły się na kołdrze.
*
Meggie poczuła, jakby ktoś przecinał jej więzy. Ciepło wlewało się powoli do każdej pojedyńczej części ciała. Czuła przyjemne mrowienie w palcach, stopach, na twarzy. Tak, jakby każda kość i mięsień odżywały na nowo. Poruszyła delikatnie powiekami. Och, jak cudownie było je w końcu zamknąć. Miała dosyć tego, że ktoś co chwila je zakrapiał wodą. Potem ich zobaczyła.
Stali nad nią i uśmiechali się. 
Jej aniołowie.
Przyjaciele.
- Budzi się – szepnął Syriusz. 
„Jasne, że się budzę głupi cepie. Myślałeś, że będę uziemiona do końca twojego parszywego bytu?”, chciałaby powiedzieć. Ale błysk w jego oczach był tak szczery, że chyba po raz pierwszy ugryzłaby się w język.
Poczuła, jak ktoś chwyta ją za dłoń.
Uśmiechnęła się szeroko.
Wtedy ujrzała Severusa. Stał najdalej od wszystkich, nieco zmieszany. Patrzył na nią. Ale nie tak, jak zwykle. Inaczej. Zupełnie inaczej. 
Jak wtedy na błoniach.
*
Była jego skarbem. Małym skarbem, który chciał za wszelką cenę chronić. Był gotowy za każde poświęcenie, byle tylko była bezpieczna.
Teraz kiedy tak patrzyła na niego swoimi wielkimi, okrągłymi oczami miał ochotę podbiec do niej, chwycić ją w ramiona i tulić w nieskończoność. Otoczyć opieką, by nigdy nie czuła się samotna. I zagrożona.
A mimo tych chęci ktoś ją zaatakował.
Nie był w stanie jej wtedy ochronić.
Był beznadziejny. Słaby. 
Severus przygryzł wargę.
Uśmiechnął się do Meggie. Nie chciał, żeby zauważyła jego rozterki.
Kiedy Pomfrey przysłoniła na chwilę dziewczynę, ruszył w kierunku wyjścia.
Nikt nie widział jego słonych łez zawodu i rozczarowania.

1 komentarz:

  1. Bez dedykacji? A mogłaś ją zadedykować Prosiowi, to Twój wierny fan, wiesz? :c Początek jest po prostu genialny. Takie jakby urwane, krótkie zdania są po prostu niesamowite. Uwielbiam nastrój, w jaki wprowadzają!No tak, Kate jak zwykle biegnie. Ona chyba nie potrafi normalnie chodzić xD Jeny, jaki to piękne, to o tym księżycu, że najpierw lubiła jego blask, a potem… Zaraz znowu zacznę płakać ;_;”Dziewczyna zacisnęła usta. Wszystko się zmienia. Kiedy człowiek dorasta, zaczyna wiedzieć i rozumieć więcej. Spotyka ludzi, którzy zupełnie zmieniają jego stosunek do świata i rzeczywistości.” – o, jakie to mądre! Mogę to sobie gdzieś zapisać?Skrzaty… one są po prostu genialne <3Wow, Syriusz jak się martwi o Jo!"Do tego ten du.pek Garry tam lezie!" - A James… On jest totalnym stoikiem, myć się w takim momencie? xD ”Chcesz kawy? – spytała, zanim dotarło do niej co robi. „Kate, rozmawiasz z Severusem”, pomyślała przerażona.” – bluźnisz Joanne, bluźnisz o.o”Puchonka wstała z krzesła, zanim cofnęła swoją propozycję. Co za obca uprzejmość przemówiła przez nią? ” – ja wiem, ja już wiem! Ona to zrobiła specjalnie, tak? Wyleje to potem na niego? Ej, fajne to takie na zmianę co robi Garry i Syriusz ^^”Jo wywróciła oczami. Moody zrobił to samo, ale tylko jednym, magicznym okiem.” – Jo, aurorstwo masz we krwi xD O nie mogę, to jak wpadają do Skrzydła jest po prostu zabójcze! Wnioskuję o przyznanie po 20 punktów dla Gryffindoru i Ravenclawu! Zwłaszcza po tym, z jakim poświęceniem, że tacy potem poobijani byli i krew im leciała „Kate w jednym momencie wypuściła kubki z rąk. Kawa rozlała się po posadzce.” – Meggie ją zabije, jak już do końca dojdzie do siebie i to zobaczy o.o” - Budzi się – szepnął Syriusz. „Jasne, że się budzę głupi ce.pie. Myślałeś, że będę uziemiona do końca twojego parszywego bytu?(…)” – …ostatniego akapitu nie skomentuję. Załóżmy, że zostałam pod stołem. Ej, a gdzie moja konfrontacja Remus-Marcus?! Usprawiedliwiaj mi się tu! :C

    OdpowiedzUsuń