Syriusz wyszedł z sali i stanął pod ścianą. Jo stała jeszcze przy
biurku i rozmawiała z Moodym. Zapewne o kolejnym treningu aurorskim.
Trudno ją było przez ostatnie dni złapać. Obserwował jej malutką
kropeczkę na mapie. Kiedy widział, że jest w Wielkiej Sali z Kate, biegł
tam. I nagle na miejscu okazywało się, że Jo siedzi w Bibliotece. Jak
ona to robiła? Wydawało się, jakby niemal teleportowała się z miejsca na
miejsce. „Głupek”, pomyślał „w Hogwarcie nie da się teleportować”.
Musiało istnieć inne wytłumaczenie. Może po prostu tak szybko biega?
Łapa oparł głowę o ścianę. Nie może jej zapytać wprost „Hej, Jo.
Nie chciałabyś zabrać mnie na spotkanie Klubu Ślimaka jako osobę
towarzyszącą?”. No… W sumie mógłby. Ale wiedział dobrze, że Krukonkę
tylko by to spłoszyło. Trzeba podejść do tego bardziej dyplomatycznie.
Małymi kroczkami podejść ją i sprowokować…
- Dziękuję, profesorze. Postaram się zdążyć – wydobyło się z sali, po czym Jo wyszła na korytarz.
- Hej – powiedziała do Łapy przelotnie i ruszyła truchtem przed
siebie. Syriusz stał chwilę w miejscu, po czym ocknął się z otępienia i
pobiegł za przyjaciółką, która zdążyła skręcić w boczny korytarz i na
chwilę zniknęła mu z oczu.
- Joanne!
Krukonka stanęła na chwilę.
- Łapa, wybacz, nie mam za dużo czasu. Coś się stało?
Chłopak pokręcił głową.
- Nic. Pomyślałem, że pójdziemy na obiad razem – powiedział. Jo kiwnęła głową.
- Okej.
Szli szybkim krokiem w stronę Wielkiej Sali. Syriusz popatrzył na
dziewczynę. Miała włosy w nieładzie i zaczeriwenione od wysiłku
policzki. Tylko czym się tak zmęczyła? Na jej nosie pojawiły się
okulary. Nie zauważył ich wcześniej.
- Jo, przecież nie masz wady wzroku – mruknął chłopak – Po co ci szkła?
- Mam – powiedziała pospiesznie dziewczyna – Ale nieznaczną.
Łapa uniósł brwi ale nic już nie powiedział. Doszli do Wielkiej
Sali i Jo skręciła w stronę swojego stołu. Gryfon zobaczył jeszcze, jak
zajmuje miejsce obok Garry’ego, zanim jakiś siedmioroczny Ślizgon nie
przysłonił mu widoku.
- Wąchacz! – do chłopaka podbiegł James i klepnął przyjaciela mocno w plecy – Co ty na to, żeby iść dziś do Miodowego Królestwa?
Syriusz pokiwał głową.
- Jasne. Jo też idzie?
Rogacz wzruszył ramionami.
- Jeśli będzie chciała to tak. Musimy… – w tym momencie spojrzenie Gryfona powędrowało poza ramię Łapy – Moment.
Syriusz odwrócił się i zobaczył w oddali Lily. Rudowłosa pomachała
im z daleka i posłała Jamesowi spojrzenie spod przymrużonych powiek.
- Potter, coś kombinujesz – powiedziała.
James uśmiechnął się szeroko i podbiegł do dziewczyny.
- Evans, słyszałem że dostałaś już zaproszenie od Slughorna – powiedział beztrosko – Pójdziemy razem?
Gryfonka prychnęła.
- Wolałabym wpaść w Wierzbę Bijącą, niż ciebie zaprosić – powiedziała jadowicie.
James bynajmniej nie poddał się tak szybko.
- Wiem – chłopak wyciągnął z kieszeni nieco pomięte zaproszenie – Ale to ja cię zapraszam.
Syriusz mógłby przysiąc, że zauważył na policzkach dziewczyny
delikatne rumieńce, kiedy kiwnęła potakująco głową i uśmiechnęła się
szeroko.
Może to nie jest aż takie trudne? W końcu on i Jo są przyjaciółmi.
Wiele rzeczy robią razem. Czemu dziewczyna miałaby się nie zgodzić?
*
Meggie podparła brodę książkami i mętnym wzrokiem patrzyła na
Binnsa. Zerknęła ukradkiem na wielki złoty zegar wiszący na ścianie. Jak
to możliwe, że minęło dopiero dziesięć minut lekcji?
Rozejrzała się po klasie. Chyba nie tylko jej się dłużyło. Kate
siedziała i patrzyła przez okno, jakby było to ciekawsze od tego, co
mówi Binns. Rachel zasłoniła się książkami i spała w najlepsze,
pochrapując cichutko. Remus jak zawsze starał się słuchać i notować
wszystko, co mówi Binns. James siedział zatopiony w Mapie, co jakiś czas
podnosząc wzrok na nauczyciela. Syriusz… Właśnie, gdzie był Syriusz?
Meggie rozejrzała się dokoła, ale nigdzie go nie dostrzegła. Pewnie
urwał się do Miodowego Królestwa, jak zwykle kiedy nie chciało mu się
siedzieć na historii magii. Kretyn.
Dziewczyna westchnęła i wróćiła do wcześniejszej pozycji. Dawno nie
widziała Severusa. Od czasu kiedy się przebudziła, minęli się na
korytarzu zaledwie kilka razy. Kiedy czatowała na niego ukrywając się
między regałami pojawiał się i znikał tak szybko, że nie była w stanie
tego zauważyć. Przedwczoraj zobaczyła jak wchodzi do Wielkiej Sali i
chciała do niego podbiec, ale akurat w tym samym czasie jakiś głupi,
bezmyślny pierwszoroczniak zdecydował się wstać z miejsca i potrącił ją
tak, że wpadła na plecy jakiegoś ogromnego Puchona. A Severus przepadł.
Czy znowu musi wysłać mu sowę?
Meggie przymknęła oczy. Głos Binnsa dobiegał jakby z oddali.
- … Dervina postanowiła, że nie pozwoli mu odejść…
Megg uchyliła lekko powieki i przymknęła ja ponownie.
- … Śledziła go, starała się być jak najbliżej, ale był nieuchwytny…
Gryfonka uniosła nieznacznie brwi, nie mając siły otworzyć ponownie oczu. Nieuchwytny, powiadasz?
- … Nie chciała, żeby odchodził. Był potrzebny królestwu i magom…
Severus też jest mi potrzebny…
- … Aż pewnego razu po prostu wsiadł na konia i opuścił królestwo oraz swoją kochankę.
- Nie! – Megg zerwała się z miejsca – Nie może mnie opuścić!
Oczy wszystkich powędrowały w jej stronę. Nawet Rachel się obudziła
i wycierała dłonią brodę, po której widocznie pociekła jej ślina.
Profesor Binns przekrzywił lekko głowę.
- Słucham, panno Evans?
Dziewczyna przygryzła wargę. Takie uwagi powinna zachować dla siebie.
- Ehmm… Chciałam… Chciałam się spytać, czy mogę iść do Skrzydła Szpitalnego. Nie czuję się najlepiej.
Nauczyciel pokiwał głową ze zrozumieniem i Gryfonka wyszła z sali.
Odprowadziły ją spojrzenia całej klasy, a James w ostatniej chwili
wcisnął jej w dłoń Mapę.
*
Syriusz usiadł na trybunach i popatrzył w górę. Była tam. Leciała
między chmurami, Malutka, czarna kropeczka na tle zachmurzonego nieba.
Wiedział, że lubi latać tak wysoko. Powiedziała mu kiedyś, że wtedy
czuje się wolna i niezależna. Uwielbiała, kiedy na jej twarzy osiadały
małe kropelki podniebnej rosy. Kochała zapach chmur i przestworzy. A on
kochał ją. Wiedział, że nigdy nie zdobędzie się na odwagę, żeby jej to
powiedzieć. Wyśmiałaby go. Nie wzięła na poważnie. Lepiej jest udawać,
że nic między nimi nie ma. Udawać i okłamywać samego siebie, że jej nie
potrzebuje.
Łapa popatrzył w niebo, jak malutka kropeczka opada gwałtownie na
dół, żeby po chwili ponownie wzbić się wysoko. Wleciała w chmury i
zniknęła mu z oczu.
*
Jo trzymała mocno trzonek miotły, kierując ją coraz wyżej i wyżej.
Chciała zostawić za sobą wszystko, co przyziemne. Poczuć wolność i
niezależność. Dziewczyna wciągnęła głęboko powietrze. Takie czyste.
Jednak nawet w przestworzach nie jest się w stanie uwolnić od
myśli. Syriusz. Będzie musiała powiedzieć mu o zaproszeniu. Po OPCM nie
miała czasu, potem też dużo się działo. Powie mu wieczorem. Może wybiorą
się razem do Hogsmeade?
Krukonka zanurkowała gwałtownie w dół, po czym wzbiła się ponownie w
górę. Syriusz często ją irytował, był chwilami dziecinny. Ale był
również jednym z jej najlepszych przyjaciół. Nie raz ryzykował dla niej
życie. Spędzali ze sobą mnóstwo czasu. Jo westchnęła. Coś w nim bardzo
ją pociągało. Był wyjątkowy. Choć starała się tego nie okazywać czuła,
że coraz bardziej go potrzebuje…
Dziewczyna potrząsnęła głową, ganiąc się za takie przemyślenia.
Popatrzyła na swój mały zegarek. Kończył jej się czas, powinna być już w
szatni jeśli nie chce zostać zauważona.
*
Kate siedziała z głową opartą o ramię Remusa. Chłopak bawił się jej
włosami, na zmianę wplatając i wyplatając z nich szczupłe palce.
Cieszył się, że wszystko wróciło do normy. Kate nadrobiła wszystkie
zaległości z eliksirów, nie musiała brać żadnych korepetycji od Marcusa.
Mogli spędzać ze sobą więcej czasu, czego Gryfon bardzo potrzebował. Bo
tylko Kate utrzymywała go w przekonaniu, że jest czegoś wart.
Sprawiała, że miał szansę poczuć się szczęśliwy, i choć nigdy jej tego
nie mówił, była jedynym co nadawało sens jego życiu. Chłopak przytulił
dziewczynę mocniej, całując ją w ucho.
Nagle do dormitorium wpadł zziajany Syriusz.
- Nie uwierzycie, jak wam powiem!
Kate i Remus podskoczyli zaskoczeni i spojrzeli jednocześnie na Gryfona. Łapa przygryzł wargę.
- Zepsułem jakieś szczere wyznania? Przerwałem coś więcej?
Remus zaśmiał się lekko. Kate spąsowiała.
- No wiesz co?! – sarknęła na kuzyna – Coś więcej!
Syriusz wzruszył ramionami.
- Nie wiem, wolę przerwać teraz niż potem.
Puchonka zrobiła się jeszcze bardziej czerwona i wbiła piorunujące spojrzenie w podłogę.
- Co się stało? – spytał Remus, którego słowa przyjaciela najwyraźniej nie zgorszyły.
Łapa jakby znowu wpadł w stan oszołomienia.
- Siedziałem sobie na trybunach i obserwowałem… Boisko. Eee…
Obmyślałem nowe taktyki dla drużyny – powiedział szybko i machnął ręką –
Ale nieważne. Ważne to, że w jednej chwili Jo była w powietrzu, a w
drugiej wychodziła z szatni. Niemalże w tym samym momencie!
- No i co? – Kate pokręciła głową sceptycznie – Widocznie nie potrzebuje tyle czasu, żeby się przebrać co ty.
Syriusz sarknął.
- Nie o to chodzi. Ona była… W dwóch miejscach naraz!
Kate zaśmiała się.
- Syriusz. Pomyśl, co mówisz. Nie można być w dwóch miejscach naraz.
Gryfon pokręcił głową.
- Chyba wiem, jak wygląda Jo, Kate. Znam ją na miotle, tylko ona umie robić takie rzeczy.
Puchonka zacisnęła usta. Zdjęła rękę Remusa ze swojego ramienia i wstała.
- Syriusz, nie tylko Jo lata na miotle. Wszyscy Krukoni znają te zwody.
Chłopak pokręcił głową.
- Nie wierzysz mi?
Kate przygryzła wargę.
- Nie interesuj się tym, Black – powiedziała – Bo wpakujesz kogoś w kłopoty.
Dziewczyna chwyciła swoją torbę i wyszła szybkim krokiem z dormitorium.
Remus popatrzył za Kate lekko zbity z tropu. Łapa zmarszczył brwi.
- Sorry, stary – powiedział – Nie chciałem zepsuć wam popołudnia. Nie wiedziałem, że tak zareaguje.
Lunatyk kiwnął głową i uśmiechnął się.
- Nie przejmuj się. I tak miała się zbierać na transmutację.
Syriusz spuścił głowę. Spyta Jo w Hogsmeade, co się dzieje. Musi ją tylko jakoś znaleźć, a James zabrał Mapę…
*
Meggie zaszyła się z Mapą w wąskim korytarzu przy popiersiu Rodona Wspaniałego, i dotknęła pergamin końcem różdżki.
- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego – szepnęła, choć
wiedziała, że nikt jej tu nie usłyszy. Korytarz był rzadko uczęszczany
przez uczniów i nauczycieli. Jedynym zagrożeniem mógł być Irytek, ale
dopiero co widziała go pod Wielką Salą obrzucającego pierwszorocznych
balonami z wodą. To powinno mu zająć trochę więcej czasu.
Na mapie zaczęły pojawiać się kreski i kropki, tworząc powoli obraz
całego Hogwartu z lotu Hipogryfa. Meggie odnalazła najpierw siebie i
sprawdziła, czy nie ma w pobliżu nikogo niepożądanego. Wiedziała, że Jo
lub James nie mają oporów przed używaniem Mapy na oczach wszystkich,
jednak ona nadal trochę obawiała sie nakrycia. Wolała być otrożna. Jak
to mówią w mugolskim świecie „Przezorny zawsze ubezpieczony”. W świecie
magii to samo znaczenie ma twierdzenie: „Bezpieczny, kto ma słuchawki
przy Mandragorze”. I jest w nim dużo prawdy, nie raz się przekonała.
Kiedy upewniła się, że jest sama w promieniu ponad kilkudziesięciu stóp, rozłożyła Mapę i popatrzyła na lochy.
Severus… Severus…
Nie było go tam.
Biblioteka…
Nic.
Skrzydło? Oby nic mu się nie…
Nie. Nie ma.
Wielka Sala.
Sowiarnia.
Oberwatorium astrologiczne?
Nie ma go.
Meggie sprawdziła przelotnie korytarze i gabinety. Zamyśliła się. Gdzie byłaby teraz, gdyby była Severusem?
- Koniec psot – powiedziała o chwili, schowała Mapę do kieszeni szaty i pognała na Błonia.
*
Joanne opadła ciężko na fotel w Pokoju Wspólnym. Oparła głowę na
miękkiej poduszce i przymknęła oczy. Wszystko ją bolało. Podziwiała
Kate, że daje radę to wszystko ogarnąć i nie jest wyczerpana. Ona, Jo,
kapitan drużyny Krukonów i przyszły auror, nie dała rady po pierwszym
tygodniu. A raczej dała, ale ledwo wytrzymała to fizycznie. Chwilami
mieszało jej się, gdzie powinna się znaleźć. Zdawała sobie sprawę, że w
tej chwili powinna być w innym miejscu. Albo, że musi się schować, żeby
nie wpaść na samą siebie na korytarzu. Ciężka robota.
Dziewczyna odetchnęła i chwyciła między palce małą klepsydrę
zawieszoną na szyi. Ważne, że już po wszystkim. Zaliczyła wszystko,
nadrobiła zaległości. Miała tylko nadzieję, że jej przyjaciele nie
poczuli się zaniedbani przez ten tydzień. Nie znalazła dla nich
praktycznie ani chwili.
Po głowie cały czas chodziła jej jedna rzecz. Teraz, kiedy w końcu
skończyła się ta cała bieganina, może to zrobić. Miała tylko nadzieję,
że się zgodzi.
Krukonka wstała z fotela i wyszła z Pokoju Wspólnego. Wyjęła z
kieszeni mały pergamin, i ściskając go ruszyła truchtem w kierunku
dormitorium Gryfonów.
*
Syriusz szedł leniwym krokiem przez korytarz do Wieży Zachodniej.
Bez Mapy może najwyżej liczyć na szczęście, żeby ją tam zastać. Ostatnio
znalezienie jej graniczyło z cudem. A tak bardzo chciał choć przez
chwilę na nią popatrzyć. Chciał zobaczyć, jak się uśmiecha, jak zakłada
włosy za ucho i zawstydzona spuszcza wzrok… No dobra, to ostatnie sobie
dopowiedział. Ale byłoby piękne, gdyby tak robiła.
*
Joanne miała nadzieję, że zastanie go w Pokoju Wspólnym. Obiecała
mu wyjście do Hogsmeade. I naprawdę chciała z nim iść. Mimo, że nie
miała siły chodzić i najchętniej rzuciłaby się na łóżko i spała,
spędzenie z nim choćby chwili byłoby najlepszym lekarstwem na zmęczenie.
Nawet, gdyby zaczął ich rozmowę szowinistycznym żartem, lub jakąś
głupią uwagą, cieszyłaby się ze spotkania.
*
Może kupi jej nowy smak Czekoladek-Skoczków? Słyszał, że
wyprodukowano takie, które zanim wpadną do buzi nie tylko obkręcają się
wokół własnej osi, ale nawet robią podwójne salto. Zawsze je lubiła.
Śmiała się za każdym razem, kiedy nie trafiały jej do buzi i odskakiwały
w inne miejsce. Chłopak skręcił w prawo.
*
Miała nadzieję, że nie zaprosił go już ktoś inny. Z nadmiaru zajęć
zupełnie wypadło jej Spotkanie Klubu Ślimaka w najbliższy czwartek.
Chciała go złapać od razu jak dostała zaproszenie, ale Garry musiał iść
koniecznie do Biblioteki, więc poszła z nim. Dziewczyna skręciła w lewo i
niespodziewanie na kogoś wpadła.
*
- Jo! – Syriusz złapał Krukonkę za nadgarstek, zanim ta upadła na posadzkę – Wszystko w porządku?
Dziewczyna otrząsnęła się z szoku i uśmiechnęła się szeroko.
- Właśnie szłam do ciebie.
- Ja szedłem po ciebie.
Łapa uśmiechnął się i puścił rękę przyjaciółki.
- Zastanawiałem się, czy masz ochotę pójść ze mną do Hogsmeade?
Joanne pokiwała energicznie głową.
- Z przyjemnością. Nie marzę o niczym innym.
Chłopak zaśmiał się.
- Super – powiedział, po czym spoważniał – Ale najpierw musisz coś zrobić z włosami. Wyglądasz jak Hagrid.
Krukonka przestała się uśmiechać, i posłała przyjacielowi najbardziej nienawiste spojrzenie, na jakie była w stanie się zdobyć.
- Żartowałem tylko – powiedział Syriusz unosząc ręce do góry – Jakoś je przeżyję.
*
Megg nie myliła się. Stał tam. Wiatr rozwiewał mu szatę niedbale
narzuconą na plecy. Nie widziała jego twarzy, ale łatwo się domyśliła,
że intensywnie o czym myśli.
- Severus! – krzyknęła – Severus!
Ślizgon nie drgnął. Nawet nie obrócił głowy. Megg podbiegła do chłopaka.
- Severus – powiedziała ucieszona – W końcu cię znalazłam.
Nie odpowiedział. Zacisnął usta tak mocno, że zrobiły się blade.
Gryfonka popatrzyła na przyjaciela. Coś było nie tak. Dotknęła jego ramienia.
- Sev… Co się stało?
Chłopak popatrzył na nią tak, że Meggie aż się cofnęła. W jego
oczach nie było tego blasku, którym zawsze ją obdarzał. Kąciki jego warg
nie uniosły się nawet o ćwierć cala. Stał tak wpatrując się martwym
wzrokiem w dziewczynę, która przecież tyle dla niego znaczy. Która była
mu bliższa, niż ktokolwiek na świecie. A którą teraz ranił.
- Severusie, powiedz mi… – głos Meggie się załamał, ale przełknęła
ślinę i ciągnęła dalej – Powiedz mi, co się stało? Czemu nic nie mówisz?
Czemu tak na mnie patrzysz?
Ślizgon spojrzał na Gryfonkę, nie odzywając się.
Dziewczyna objęła się ramionami.
- Boję się ciebie – szepnęła drżącym głosem – Powiesz mi co się dzieje, czy mam sama zgadywać?
Severus spuścił wzrok.
Dalej Severus.
Powiedz jej.
Powiedz jej, jak wiele dla ciebie znaczy.
Jak bardzo masz ochotę ją przytulić do piersi.
Jak bardzo chcesz ją chronić.
Jak bardzo ją kochasz.
- Megg – zaczął twardym, pewnym siebie głosem. Gryfonka uniosła brwi. Miała zaczerwienione policzki i szkliste oczy.
Płacze?
Nie, idioto. Dalej. Mów!
- Megg – zaczął ponownie – Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
Sprowadzam na ciebie same nieszczęścia. Nie jesteś przy mnie bezpieczna.
Nie spotykajmy się więcej. Nie chcę.
To powiedziawszy odwrócił się bez słowa i powolnym krokiem ruszył w stronę zamku.
Świat Meggie w tym jednym momencie zniknął. Zniknęły drzewa,
jezioro, Hogwart, całe błonia i las. Było tylko pięć zdań. Pięć zdań,
których wypowiedzenie trwało kilka sekund, a zrujnowało całe piękne i
niemalże poukładane życie.
Dziewczyna nie czuła nawet gorących łez spływających po jej
policzkach. Nie czuła zimna ziemi, kiedy upadła na nią. Nie czuła bólu,
kiedy obtarła sobie rękę o kamień. Nie miała siły biec za nim. Wołać go.
Została zupełna pustka w głowie. I pięć zdań obijających się wewnątrz.
*
Severus nie słyszał jej wołania. Nie słyszał szmeru nóg biegnących
za nim. Cisza. Zupełna cisza. Jakby jego słowa uciszyły cały świat. Nie
wiał żaden wiatr. Nie zawył żaden wilk. Żadna sowa nie huknęła gdzieś w
głębi lasu. Nawet jezioro przestało delikatnie szumieć. Wszystko
zamarło.
Łzy przysłoniły mu dziedziniec.
*
Zawsze jest słońce w każdym „kocham”. Trochę prawdy w każdym
„żartowałem”. Trochę wiedzy w każdym „nie wiem”. Trochę emocji w każdym
„nic mnie to nie obchodzi”. Trochę bólu w każdym „u mnie w porządku”. I
zawsze jest rozczarowanie w każdym „zapomniałem”. Oraz tęsknota w każdym
„odchodzę”.