sobota, 5 stycznia 2013

Auror

Kiedy lekcja transmutacji dobiegła końca, Gryfoni i Krukoni natychmiast zerwali się z miejsc i ruszyli w stronę wyjścia. Były to pierwsze poranne zajęcia i Jo była lekko nieprzytomna. Szczególnie, że wczoraj do późna pisała wypracowanie na transmutację. Tylko dlaczego dziś dowiedziała się, że to miały być nie dwie długości pregaminu, a dwie stopy?
Dziewczyna już chciała wychodzić, kiedy drogę zastąpił jej jeden z Gryfonów. Spojrzała w górę.
- Syriusz – uniosła brwi w geście zdziwienia – znowu chcesz mi pogratulować awansu na kapitana drużyny Krukonów?
Chłopak zaśmiał się i razem ruszyli w stronę drzwi.
- Nie tym razem, spryciaro. Powiedziałem tak tylko raz…
- O nie, ja naliczyłam przynajmniej pięć…
- Raz. Chciałem się zachować z klasą jako kapitan drużyny Gryfonów…
- W takim razie zachowałeś się tak pięć razy i po prostu nie pamiętasz…
- A ty widocznie nie kojarzysz faktów…
- Włącz mózg kolego!
- Rozumujesz jak troll górski!
- Przetransmutuj się z osła w Syriusza, proszę!
- Wiesz co?…
Chłopak nie dokończył, bo nagle dało się słyszeć wielki huk. Joanne zadziałała instynktownie – w ostatniej chwili zepchnęła Syriusza do jednej z bocznych nisz korytarza i przycisnęła do ściany. Po chwili ciszy dało się słyszeć pojedyńcze śmiechy, aż w końcu cały korytarz utonął w odgłosie wszechobecnego rozbawienia. Joanne odsunęła się powoli od Syriusza, a do jej nosa doszedł niezbyt przyjemny zapach. Zmarszczyła nos w geście obrzydzenia. Rozejrzała się wokoło : ludzie, którzy nie zdążyli zareagować i znaleźć jakiegoś schronienia przed wybuchem, byli od stóp do głów umazani czymś przypominającym…
- KTO WRZUCIŁ TĄ CHOLERNĄ ŁAJNOBOMBĘ DO SKŁADZIKA NA MIOTŁY???!!!
Filch wybiegł zza zakrętu uwalony wstrętną, brązową mazią, lecz sądząc po ilości substancji na jego włosach musiał się znaleźć w samym epicentrum wybuchu.Rozglądał się po wszystkich uczniach, jakby szukając sprawcy. Przybrał przy tym jedną ze swoich groźnych min, które mimo jego starań raczej wzbudzały rozbawienie niż strach.
- PRZYZNAĆ SIĘ!!! – wrzasnął i jego wzrok spoczął na Syriuszu. Wyciągnął swój długi, pomarszczony palec i wskazał na chłopaka – to ty…
Nie dokończył jednak, bo nagle zza rogu nadleciał Irytek zaśmiewając się skrzekliwie i śpiewając:
- Filch dziś w humor straszny wpadł, bo za dużo kupy zjadł!!!
- IRYT!!! – woźny podniósł pięść do góry – NIECH CIĘ TYLKO ZŁAPIĘ TO…!!!
Duch wywinął w powietrzu koziołka i śpiewał dalej:
- Każdy uczeń podjarany, bo tu woźny obesrany!!!
Irytek zaśmiał się dumny ze swojej twórczości, wywinął kolejne salto i pokazawszy wszystkim język zniknął w sąsiednim korytarzu. Filch ruszył za nim, ślizgając się (na wiadomo czym) i kląc siarczyście pod adresem poltergeista. Uczniowie, niektórzy zszokowani, niektórzy rozbawieni a jeszcze inni obrzydzeni, rzucali na siebie zaklęcia „chłoszczyść”, po czym rozchodzili się do swoich dormitoriów prowadząc ożywioną rozmowę.
- Łał – Syriusz wyszedł na środek korytarza i popatrzył z podziwem na Joanne – to było coś…
- O tak – dziewczyna skinęła energicznie głową – ta łajnobomba była bezbłędna, ale miała chyba podwójny ładunek, skoro tak wywaliło…
- Ja nie mówię o łajnobombie… Chodzi mi o twoją… Reakcję. Jak to zrobiłaś?
- Przypadek – powiedziała szybko Jo – ja tylko…
- Joanne Fly! – zza rogu wyszedł profesor Moody. Jego magiczne oko wędrowało od twarzy Joanne do twarzy Syriusza, po czym ostatecznie spoczęło gdzieś z tyłu głowy – mogę cię prosić na słówko do gabinetu?
Nastolatka pokiwała głową.
- Jasne, panie profesorze – powiedziała i chwyciła swoją torbę. Syriusz ruszył za nimi.
- Panie Black, wiem że czuje pan potrzebę chronienia koleżanki, ale zapewniam że tym razem doskonale da sobie radę bez pana – powiedział Moody nie odwracając się do niego przodem. Chłopak przystanął trochę zmieszany a trochę zdziwiony. Zapomniał jak przenikliwe może być to trzystaszęśćiesięciokątne oko profesora. Z głośnym westchnieniem zawrócił i udał się do Pokoju Wspólnego Gryffindoru.
*
Dopiero, kiedy zakończyła się ostatnia lekcja, Syriusz złapał Joanne wychodzącą na błonia. Zaraz potem doszli Huncwoci i Kate. Ruszyli więc w ich ulubione miejsce nad jeziorem, gdzie rósł wielki krzak jeżyn. Megg rzuciła kiedyś na niego zaklęcie, dzięki któremu w miejscu każdego zerwanego owoca rósł następny, a potem następny i tak w kółko. 
Syriusz położył się pod samym krzakiem i przywołując owoce zaklęciem „accio” ładował je sobie do buzi. James siedział obok bawiąc się Złotym Zniczem – pozwalał mu odlecieć, po czym łapał go w widowiskowy sposób. Zerkał tęskie w stronę zamku, jakby czekał na coś, lub na kogoś* i co chwila mierzwił ręką włosy. Peter jak zawsze śledził zachwycony poczynania Rogacza, natomiast Remus siedział przy Kate i bawił się kosmykiem jej włosów. 
- On naprawde tak ci powiedział? – Syriusz otarł ręką usta brudne od jeżyn i spojrzał na Joanne.
- Tak – dziewczyna skinęła głową.
- I masz potencjał…
- Do bycia aurorem.
- Czyli…
- Będzie mi dawał specjalne lekcje, przygotuje mnie do owutemów i ogólnie do egzaminów aurorskich.
- Ale owutemy mamy dopiero w siódmej klasie – Kate zmarszczyła brwi – już chce zacząć cię do nich  przygotowywać?
- Moody twierdzi, że im wcześniej tym lepiej, poza tym zawód aurora wymaga odrobiny dośiwadczenia więc jeśli szybciej to doświadczenie zdobędę…
- Jesteś stanowczo zdecydowana na bycie aurorem? – Remus popatrzył na Jo uważnie. 
- Tak.
Zapadła cisza. Joanne popatrzyła na Syriusza, on na nią. Nie podobała mu się wizja Joanne jako aurora. Jest za delikatna na taki zawód. Zbyt krucha. 
- To już dziś? – spytał w pewnym momencie James, co przerwało rozmyślania Syriusza. Popatrzyli na Remusa, który skinął ponuro głową.
- Czy jestem w stanie wskórać cokolwiek mówiąc, żebyście zostawili mnie samego i siedzieli bezpiecznie w zamku dziś w nocy?
Joanne pokręciła przecząco głową. Lunatyk uśmiechnął się smutno. Oni tyle dla niego ryzykowali. Każdej pełni byli przy nim. James, Syriusz, Peter i Joanne… Dlaczego są tacy uparci i za wszelką cenę chcą mu pomagać?
- Przyjaźń – szepnęła jakby w odpowiedzi Jo i spojrzała na Remusa – i nie próbuj nas zatrzymać. 
- Tego akurat nie mogę wam obiecać – Lunatyk zaśmiał się gorzko i popatrzył na Kate. Jak dobrze, że jej próby zostania animagiem spełzły na goblinie. Nie wytrzymałby, gdyby musiała to oglądać. I tak naraża się za dużo osób. O cztery za dużo.
- Idę się położyć – powiedział w pewnym momencie i wstał.
- Ja też już pójdę – powiedziała Kate – muszę pisać prace na zielarstwo. 
Joanne uśmiechnęła się pod nosem. Praca na zielarstwo – czytaj Remus. 
- Spotkamy się przed kolacją przy wieży zachodniej – zarządził James i popatrzył po przyjaciołach – dlatego proponuję iść do kuchni po jakieś jedzenie.
Wszyscy popatrzyli znacząco na Joanne. Dziewczyna jęknęła.
- Znowu ja? Czemu zawsze ja? – założyła ręce na piersi  i popatrzyła wkurzona na horyzont jeziora. Syriusz podszedł do niej i poklepał po ramieniu.
- My z Jamesem ostatnio trochę je… Wkurzyliśmy – powiedział zgrywając się – poza tym ty masz taki czarujący uśmiech że…
Nie dokończył, ponieważ od mocnego ciosu w bok aż go zatkało.
* – na kogoś: czyt. Na Lily

1 komentarz:

  1. Wow! Ale Jo uratowała image Syriusza! W końcu na widok swojego bożyszcza oblepionego łajnobombą niektóre fanki mogłyby się od niego odwrócić. Teraz jest jej winien przysługę! :D I ta reakcja. Jo o łajnobombie, a Syriusz o jej refleksie xD A tekst Moody’ego? Powalił mnie na kolana xD Właśnie tak sobie go wyobrażałam!Krucha Jo? Może Moody miał rację z tą ochotą chronienia jej przez Łapę? Przepraszam… Ale Jo jako kapitan Krukonów i kruchość… to oksymoron xD Jak Ty pięknie opisałaś tę scenę o przemienianiu się Remusa… Jeju, to na prawdę piękne… No, słów mi brak! Zaniemówiłam: a to rzadkość! A co uderzyło Syriusza? Dodaj jak najszybciej nowy rozdział! Już się nie mogę doczekać! ^^

    OdpowiedzUsuń