sobota, 5 stycznia 2013

BONUS chapter 1

Macie, Pasożyty xDD A Tobie, Megg tak jak przewidywałaś, dziękuję za „ciekawą” wizję Remusa! xP No i za Severusa-Ciot… Już Ty sama wiesz ;P Kate.. Milczenie jest złotem, a gadanie Bankiem Gringotta, więc muszę Ci powiedzieć, że nastroiłaś mnie do tej części ;D Nie wiem jak, ale Ci się udało ^^ Miłej lektury :D
Wielka, śnieżna sowa wleciała do salonu i wylądowała z piskiem w ziemniaczanym puree. Elizabeth odskoczyła gwałtownie od stołu.
- Co to? – Gregory wszedł do pokoju i popatrzył na córkę zdziwiony. Potem jego wzrok powędrował w kierunku szamoczącej się w ziemniakach sowy – Joanne napisała?
Elizabeth pokiwała powoli głową, wyciągając zwierzątko z miski.
- Na to wygląda.
Sowa wyciągnęła nóżkę z listem, po czym zaczęła czyścić ubrudzone piórka.
„Hej Rodzice, hej Ellie – głosił list – Zapewne dostaliście list od Dumbledore’a i wiecie, że w najbliższy weekend jesteście zaproszeni do Hogwartu. Pewnie napisał też, że w sobotę rano o godzinie ósmej z peronu 9 i 3/4 odjeżdża pociąg, który Was tu przywiezie. Filar między peronami 9 i 10 będzie tak zaczarowany, żebyście spokojnie dostali się na „magiczną stronę”, ale to też zapewne wiecie. Piszę bardziej ze strony praktycznej. Przypominam, żebyście wzięli ze sobą zapasowe ubrania, ręcznik i inne takie rzeczy. W końcu nocujecie tu. No i nie bierzcie żadnych elektronicznych urządzeń – to i tak tu nie działa. Na miejscu zapewne będzie czekał na Was Hagrid (chyba go pamiętacie, spotkaliśmy go na Pokątnej w te wakacje, taki duży gość), i on zabierze Was do zamku. Dodam na marginesie, że można mu bezgranicznie ufać;)
Mam nadzieję, że nie zapomniałam o niczym… A, właśnie. Przywieźcie mi moje mugolskie książki do chemii – przydadzą się na eliksirach. Całuję, Joanne.
P.S. I nakarmcie trochę sówkę,zanim ją wypuścicie. Ma za sobą długą podróż. Najbardziej lubi puree ziemniaczane. Pozdrawiam.”

Jakby w odpowiedzi śnieżna sowa zahukała, unosząc łebek znad miski z ziemniakami.
- O to sama już zadbała – zaśmiała się Elizabeth, podtykając zwierzątku kawałek kotleta.
*
Joanne przełknęła ostatni kęs jajecznicy.
- Jak noga? – Garry podsunął przyjaciółce sok pomarańczowy. Dziewczyna uśmiechnęła się z przekąsem.
- Bywało gorzej.
Wczorajszy trening był ostatnim przed przerwą świąteczną. Pałkarz trochę za mocno uderzył w tłuczek, który niefortunnie trafił w prawą nogę Jo. Na szczęście skończyło się tylko na siniaku, ale dziewczyna nieźle okrzyczała swojego zawodnika. Pałkarzowi dostało się za brak celności. Albo raczej za doskonałą celność, tyle że nie w tych zawodników co trzeba.
- Kiedy mecze pokazowe? – spytał Garry, unosząc puchar do ust.
- Jutro po obiedzie. Jak sobie wyobrażę, co moja mama będzie robić na trybunach…
Garry zaśmiał się.
- A jak myślisz, kto komentuje twój mecz? – zawiesił głos tajemniczo. Jo popatrzyła na przyjaciela z szerokim uśmiechem.
- No proszę, twoje oratorskie zdolności nareszcie zostały docenione.
- No wiesz… Trochę… Im pomogłem – zaśmiał się chłopak, robiąc skromną minę i obserwując napój w swoim pucharze.
- Czy to dlatego McGonagall od jakiegoś czasu chodzi taka szczęśliwa?
- Nie ukrywam, ucieszyła się kiedy się do niej w tej sprawie zgłosiłem. No bo wiesz, który nauczyciel chciałby komentować mecz, w którym jego dom przegrywa?
Joanne zaśmiała się sarkastycznie.
- Wiesz, Garry póki co, to drużyna Gryffindoru jest najlepsza. Od początku roku nie przegrali ani jednego meczu no i sam widzisz, że są w formie.
Chłopak machnął niedbale ręką.
- To głównie zasługa Pottera – powiedział – Co jak co, ale jest świetnym szukającym. A ten twój… Louis nie umie nawet odróżnić mordownika od tojadu żółtego.
- Tego się nie da odróżnić, to jedno i to samo – dziewczyna posłała koledze spojrzenie spod uniesionych brwi.
- O to właśnie chodzi! On tego nie wie!
Dziewczyna roześmiała się, kręcąc głową.
- Idę do dormitorium. Rodzice przyjeżdżają o jedenastej.
*
Elizabeth wysiadła z pociągu, rozglądając się zaciekawiona. Jeszcze nigdy nie widziała równie magicznego miejsca. Peron, budowany w dziewiętnastowiecznym stylu, ceglane budynki… Dziewczyna czuła, jakby cofała się w czasie. Popatrzyła na wiszącą, mosiężną tabliczkę, poruszaną delikatnymi powiewami wiatru. Śnieg zasłonił nieco napis, ale Ellie bez problemu odczytała nazwę wioski: Hogsmeade.
- Dzińdobry, dzińdobry – usłyszała nagle, co wyrwało ją z zamyślenia. Niski, lecz ciepły głos niósł się po peronie, i większość rodziców odwróciła się z uśmiechem w kierunku ogromnego mężczyzny. Miał on gęstą, czarną brodę która niemalże zakrywała mu twarz i długie, kręcone włosy opadające na ramiona. Ubrany w wielki, brązowy płaszcz sprawiał wrażenie jeszcze większego, niż był w rzeczywistości. A liczył na pewno ponad 9 stóp. Jego małe, czarne oczka patrzyły na rodziców, z zakłopotanym uśmiechem obserwował, jak ostatnie osoby wysiadają z pociągu. Wyglądał na lekko zdenerwowanego.
- No, to witam wszystkich – zaczął, kiedy drzwi pociągu ostatecznie się zamknęły – Tym, którzy są tu pierwszy raz przedstawiam się. Jestem Hagrid i w Hogwarcie robię za gajowego. Choć czasem wykonuję też zadania specjalne polecone mi przez dyrektora, Albusa Dumbledora – dodał po chwili niby obojętnym tonem. Rodzice kiwnęli głowami w odpowiedzi, uśmiechając się.
- Cóż, nie ma co tu stać na zimnie, czas jechać trochę się ogrzać… Cholibka, gdzie te testrale?
- Testrale? – Ellie popatrzyła na matkę zdziwiona – Jo mówiła, że popłyniemy łodziami.
- Plany troszki się zmieniły – Hagrid nachylił się ku dziewczynie – Jezioro jest zamarznięte, a nie chcieliśmy rozzłościć trytonów. Mają teraz ciężki czas z tą zimą, bidule…
- Tlytonów? To coś, jak Alielka? – spytała mała, blondwłosa dziewczynka patrząc na gajowego wielkimi oczami.
Hagrid popatrzył zdziwiony na małą czarownicę.
- Co za Alielka?
Ale nie uzyskał odpowiedzi, bo nagle tuż obok peronu podjechały powozy ciągnięte przez… No właśnie, przez co?
- Łał, powozy bez koni! – wykrzyknął jakiś nastoletni chłopiec – Prowadzone zaklęciami? Czy tu wchodzi w grę jakaś zaawansowana elektronika?
- Nie jadą same – Hagrid podszedł do jednego z powozów, a raczej do miejsca, w którym zazwyczaj powinien stać koń – Są ciągnięte przez testrale.
Gajowy wykonał gest, jakby gładził dłonią koński łeb.
- Pewno niektórzy z was widzą je w tym momencie. Nikomu jednak nie życzyłbym ich zobaczyć. Poniważ są widoczne tylko dla tych, którzy byli świadkami śmierci drugiego człowieka.
W tłumie zapadła cisza.
- Oj, cholibka, jesteśmy troszki spóźnieni – powiedział nagle Hagrid, otrząsając wszystkich z zamyślenia – Ładujemy się do powozów i w drogę.
*
Kate i Megg znalazły Jo tam, gdzie się spodziewały – w przechowalni mioteł Krukonów. Dziewczyna siedziała tam i pastowała swojego Flicker’a*.
- Co tam, dziewczyny? – spytała wesoło podnosząc wzrok – Która jest w ogóle godzina?
- Jeszcze czas do przyjazdu rodziców – westchnęła Kate i usiadła na krześle obok Krukonki. Wciągnęła głęboko powietrze i uśmiechnęła się szeroko.
- Widzę, że używasz tej czekoladowej pasty do mioteł ode mnie – powiedziała.
- Czekoladowa? – Meggie jednym susem znalazła się przy przyjaciółkach – I ja nic nie wiem?
Joanne zaśmiała się.
- Jutro mecze pokazowe, muszę przygotować miotłę na podniebne rewolucje – dziewczyna wypięła żartobliwie pierś do przodu, i z ważną miną zmierzyła przyjaciółki wzrokiem – O ile wcześniej Kevin mnie nie znokautuje.
- To ten pałkarz z twojej drużyny? Ten, co wczoraj prawie złamał ci nogę?
Krukonka kiwnęła głową z dezaprobatą. Megg poklepała przyjaciółkę po ramieniu, uśmiechając się z politowaniem.
- Jestem pewna, że podczas meczu to Syriusz dostanie w twarz, nie ty – powiedziała pocieszająco, zauważając ganiące spojrzenie Kate – No co? Nie mogę chociaż pomarzyć?
*
Na dziedziniec wjechały powozy. Joanne wyciągnęła szyję, żeby lepiej widzieć.
- Dzieńdobry, słoneczko – rozległo się tuż przy jej uchu i dziewczyna odwróciła się gwałtownie.
- Black – mruknęła, zakładając ręce na piersi i uśmiechając się sztucznie – Wybacz, ale przysłaniasz słoneczku niebo. Mógłbyś łaskawie odejść na odległość dwudziestu stóp?
Chłopak zaśmiał się, odrzucając głowę do tyłu.
- Czemu niegdy nie usłyszałem od ciebie czegoś w stylu: „Cześć, Syriusz. Jak się ciesze, że cie widzę”, albo „Łapa, cudownie, że jesteś”?
- Bo ja nie kłamię – warknęła Jo.
- Ał, słoneczko dziś przypieka…
- Słuchaj, Black…
- Joanne! – rozległo się wołanie. Krukonka odwróciła się napięcie w stronę trójki ludzi, którzy zmierzali właśnie w jej kierunku.
Syriusz również tam popatrzył. Rodzina Joanne.
Krukonka pomachała im, posyłając Syriuszowi groźne spojrzenie mówiące „Tylko czegoś nie odwal”. Chłopak uśmiechnął się szeroko, kiwając głową. Po czym przeniósł wzrok na rodziców Jo.
Jej matka i ona były niezwykle podobne, zauważył. Miały te same duże, zielone oczy i niemalże identycznie się uśmiechały. Tuż za kobietą szła rudowłosa dziewczyna, rozglądając się zaciekawiona dokoła i co chwila pokazując coś mężczyźnie, zapewne tacie Jo.
- Joanne – kobieta podeszła i przytuliła mocno córkę – Wszystko w porządku?
- Jasne, mamo – dziewczyna objęła kobietę i pomachała tacie, który uśmiechał się do niej szeroko – Czemu coś miałoby być nie tak?
- Wolę, kiedy jesteś w domu – powiedziała kobieta i wypuściła córkę z objęć – Przywieźliśmy ci te książki, o które prosiłaś.
Jo kiwnęła głową i popatrzyła na Syriusza.
- Mamo, tato, to jest Syriusz Black – powiedziała, wskazując na Gryfona. Chłopak uśmiechnął się jednym ze swoich czarujących uśmiechów i szarmancko pocałował dłoń Anny.
- Miło mi poznać – powiedział – Już wiem, po kim Jo odziedziczyła urodę.
- Black! – warknęła dziewczyna i zasłoniła twarz dłonią. Czemu miała przeczucie, że to się tak skończy?
- Bardzo czarujący chłopak – powiedziała Anna, kiedy Syriusz zniknął potem w tłumie, szukając swojego brata i rodziców – Chodzicie ze sobą?
Jo zrobiła przerażoną minę.
- Na Gringotta, mamo! Nie!
*
Kate usiadła przy fontannie, wypatrując rodziców. Jednak średnio obchodziło ją, czy przyjadą, czy też nagle zmienili zdanie. Jej myśli zajmował teraz Remus. Wiedziała, że nikt do niego nie przyjedzie. Nie mieszkał z rodzicami, wyprowadził się, kiedy ci wyparli się go z powodu jego wilkołactwa. Nie miał rodziny. Wakacje spędzał najczęściej u Potterów, choć od dwóch lat pożyczali przyczepę od rodziców Jo, i całą paczką jeździli nad jezioro.
Kate ściągnęła usta. Nie chciała, żeby Remus siedział teraz sam w dormitorium. Najchętniej towarzyszyłaby mu, żałowała nawet, że nie napisała rodzicom, by jednak nie przyjeżdżali. Poszłaby z Gryfonem do Hogsmeade, lub zrobiliby cokolwiek innego. Byle razem. Byle Remus nie czuł się samotny.
Jej rozmyślania przerwało wrażenie, że ktoś nad nią stoi. Podniosła powoli głowę.
- Mama! – krzyknęła zaskoczona na widok kobiety nachylającej się nad nią – Nie zauważyłam was!
Kobieta uśmiechnęła się rozbawiona.
- Widzę, że czekałaś na nas z niecierpliwością – powiedział tata Kate, poprawiając szalik – Cudownie jest tu wrócić po tylu latach, prawda kochanie?
Mama Kate kiwnęła głową i rozejrzała się.
- Nic się nie zmieniło od czasu, gdy byliśmy tu ostatniego dnia w siódmej klasie…
Kate westchnęła, wywracając oczami. Tylko tego brakowało, żeby jej rodzice zaczęli wspominać epizody ze swojej nauki w Hogwarcie.
- A gdzie Remus? – spytała w pewnym momencie Elisa, marszcząc brwi.
- Wiesz, że do Remusa nikt nie przyjeżdża. Nie… Nie ma rodziców. – Kate popatrzyła na mamę, po czym spuściła wzrok.
- To na co czekasz? – tata Kate podszedł do fontanny i przejechał palcem po zamarzniętej wodzie – Biegnij po niego. Wybacz, ale jako przewodnik jesteś beznadziejna.
*
Meggie zbiegła po schodach, o mało co nie wpadając na popiersie Fryderyka Wspaniałego.
- Sorry – wyszeptała, zdając sobie po chwili sprawę, że osobnik na którego wpadła jest kamieniem, do tego jak widać nie zbyt rozmownym. Co się ostatnio z nią działo? O wszystkim zapominała. Czyżby ktoś ją konfudował? A może to przez pewnego Ślizgona, który wczoraj zaprosił ją na bal?
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Severus… Była przekonana, że zaprosił Lily. Zrobiła z siebie totalną idiotkę, krzycząc na niego w księgani. Ale on i tak potem poszedł z nią na spacer, i nie wspomniał słowem o tym incydencie. Była ciekawa poznać rodziców Severusa, choć chłopak nigdy o nich nie wspominał.
Gryfonka wybiegła na dziedziniec, przeszukując wzrokiem tłum. Jej mama i brat powinni już być, pomyślała. Część uczniów już odnalazła swoich rodziców i zmierzali w kierunku Wielkeij Sali. Gdzieś mignęła jej Joanne z rodzicami i Syiuszem.
W pewnym momencie ktoś na nią wpadł.
- Kate!
- Wybacz, Megg, spieszę się – odpowiedziała Puchonka z szerokim uśmiechem i wyminęła przyjaciółkę. Gryfonka patrzyła chwilę za Kate nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi. Czyżby uciekała przed swoimi rodzicami?
Odwróciła się, usłyszawszy swoje imię.
- Mikie! – krzyknęła dziewczyna i rozłożyła ręce, by przytulić biegnącego do niej brata. W czasie wakacji działał jej na nerwy, czasem miała ochotę zamienić go w ropuchę lub inne ohydne stworzenie. W tym momencie jednak nic nie wskazywało na to, żeby miał być nieznośny.
- Ojej, masz sztucznego pająka! – zaśmiała się Gryfonka, wskazując na zabawkę, którą chłopiec trzymał w dłoni. Mikie uśmiechnął się.
- To nie zabawka – powiedział rozbawiony i wyrzucił stworzonko w powietrze.
Meggie pisnęła, odskakując jak oparzona do tyłu i otrzepując ubranie.
- Zabiję – warknęła, mierząc brata wzrokiem godnym Bazyliszka.
*
Severus uśmiechnął się. Jak to możliwe, że nawet w tak ponury dzień umiała wywołać na jego twarzy uśmiech? Chłopak stał na korytarzu, mając z okna widok na dziedziniec. Wiedział, że nikt do niego nie przyjedzie. Nie chcą, może nie pamiętają… Zresztą, po co mu oni? Sam może iść do Hogsmeade, sam może pozwiedzać wszystkie korytarze w Hogwarcie, nie potrzebuje ich do tego. Tylko dlaczego kiedy widzi te wszystkie uśmiechnięte twarze uczniów i ich rodziców, jest mu tak ciężko?
Severus spuścił głowę, zaciskając zęby. Nie potrzebujesz ich, powtarzał, nie potrzebujesz…
Na korytarzu rozległy się szybkie, głośne kroki. Ktoś biegł. Chłopak otarł pospiesznie oczy rąbkiem szaty udając, że zatrzymał się tylko na chwilę, by zawiązać buta.
Kate wybiegła zza zakrętu i zatrzymała się na chwilę. Zaskoczył ją widok Severusa, ale nie dała tego po sobie poznać. Ruszyła szybkim krokiem w jego stronę.
- Severus, nie widziałeś gdzieś Remusa? – spytała. Zdziwiła się też, że Ślizgon jest sam. Miała jednak na tyle taktu, by nie wypowiadać na głos swoich wątpliwości.
- Niestety – odparł krótko chłopak, po czym odwrócił się napięcie i odszedł, zostawiając Kate w osłupieniu.
*
Joanne wprowadziła rodziców i Ellie do Wielkiej Sali.
- Tutaj jemy posiłki – powiedziała lekko znudzonym głosem – Są też organizowane inne uroczystości, na przykład bale…
- Czy ta fasada nad drzwiami nie jest fascynująca? – przerwał jej Gregory, zatrzymując się – Albo te zdobienia wokół filarów… Coś niesamowitego…
- Z całym szacunkiem… Mugol? – do Gregory’ego podszedł ciemnowłosy mężczyzna w tweedowej marynarce i okularach na nosie – Nazywam się Charlus Potter, byłem niegdyś uczniem tej szkoły.
- Gregory Fly – mężczyźni uścisnęli sobie ręce. Po chwili do Jo doszedł też James z matką, która natychmiast zaczęła rozmowę z Anną.
- Wybacz, wymskło mi się przy rodzicach, że twój starszy jest stolarzem – szepnął James i zrobił niewinną minę – A tata ma bzika na punkcie mugolskich technik tworzenia mebli.
Joanne uśmiechnęła się.
- Przynajmniej wiem, kto oprowadzi tatę po Hogwarcie – powiedziała i kiwnęła do Ellie, by podeszła.
- To Ellie, moja siostra – powiedziała krótko – A to James Potter, z Gryffindoru.
- Miło poznać – James uścisnął dłoń Elizabeth, która nadal była chyba zbyt zachwycona ogromem zamku, by cokolwiek powiedzieć.
- Joanne rozejrzała się.
- Gdzie Syriusz? – spytała – Myślałam, że będzie z tobą.
Ellie obudziła się nagle, jakby z transu.
- Ten Syriusz, o którym zawsze tyle mówisz? – popatrzyła na siostrę. James zachichotał.
- No, Jo…
- Wcale o nim nie mówię – warknęła i zbliżyła się do siostry – Mówiłam o innym Syriuszu, jasne?
Elizabeth pokiwała kpiąco głową.
- Jasne… Jeden to Syriusz na świecie?
*
Mowa Dumbledore’a była jak zwykle pełna aluzji i inteligentnych żartów. Życzył wszystkim miłego posiłku, po czym sam usiadł i zabrał się za soczyste udko kurczaka.
Meggie siedziała przy mamie, zerkając dyskretnie w stronę stołu Ślizgonów. Nigdzie nie widziała Severusa. Może siedzi gdzieś, a ty go po prostu nie widzisz, myślała. Wzięła do ust widelec, zdając sobie po chwili sprawę, że nic na niego jeszcze nie nałożyła.
- Meggie, jak tu z kawą? – spytała Jollanta, patrząc na córkę. Gryfonka wzruszyła ramionami.
- Kawa – powiedziała i po chwili pojawiła się przed nią filiżanka ze świeżo zaparzonym płynem. Jollanta uniosła brwi, po czym zaglądnęła pod stół.
- To tak nie działa, mamo – zaśmiała się Megg – pod nami znajduje się kuchnia, w której gotują skrzaty. To taki system, że możesz poprosić o co chcesz, a one to… Wysyłają. Wiesz. Magią.
Mama dziewczyny pokiwała ze zrozumieniem głową. Już chciała chwycić filiżankę, gdy nagle w tym miejscu wyrosła głowa. Ludzka głowa.
- O, miło mi poznać rodziców tak znakomitych uczniów jakimi są Gryfoni – powiedziała głowa, po czym uniosła się w górę ukazując resztę ciała – Sir Nicholas de Mimsy-Porpington, opiekun Gryffindoru.
Rodzice, którzy znali Nicka, kiwali do niego głowami i machali.
- Och, moi dawni podopieczni – zachwycił się duch, sunąc w niedaleką stronę stołu – Alice Coronell, pamiętam jak…
Meggie nachyliła się do mamy.
- To był Prawie Bezgłowy Nick. Ale nie mów tak do niego, bo wtedy czuje się urażony.
- Dlaczego… Prawie?
Gryfonka skrzywiła się lekko.
- Wiesz, jakby ci to…
Jakby w odpowiedzi Nick chwycił się za prawe ucho i odchylił swoją prawie uciętą głowę kładąc ją na ramieniu.
- Właśnie tak, mamo.
*
Remus odstawił puchar i wytarł usta serwetką. Czuł się trochę niezręcznie, tak jakby wprosił się do rodziny Kate, choć nie miał do tego najmniejszego prawa. Puchonka zapewniała go, że to nie tak i nie powinien w ogóle się tym martwić. Ale to nie zmieniało faktu, że chłopak czuł iż tam nie pasuje.
Rodzice Kate byli sympatycznymi ludźmi, kimś na poziomie. Od swojej córki też zapewne tego wymagali. A Kate? Chodzi z wilkołakiem.
- Remus? – mama Puchonki popatrzyła na chłopaka – Jesteś z nami?
Gryfon uśmiechnął się.
- Oczywiście.
- Myśleliśmy – zaczęła kobieta – że może wybierzemy się potem razem do Hogsmeade, co? Dawno nie piłam Kremowego Piwa…
- A ja chciałbym odwiedzić Zonka – mruknął tata Kate, a widząc zdziwione spojrzenie dziewczyny wzruszył ramionami – No co, może ma jakieś nowe towary?
Remus kiwnął głową.
- Jasne, że pójdziemy. Nawet lepiej dziś. Jutro są mecze pokazowe Quidditcha.
Kate uśmiechnęła się szeroko i chwyciła Remusa za rękę.
- Wybacz, ale wiesz komu będę kibicować…
*
- Mecze pokazowe Quidditcha? – Anna popatrzyła na córkę szeroko otwartymi oczami – To ten sport co ćwiczyłaś w wakacje nad jeziorem?
Joanne pokiwała energicznie głową.
- Tak, tyle że tam latałam nad wodą. Tutaj mamy murawę.
- To jak piłka nożna, kochanie – powiedział Gregory do Anny – Tyle, że mają trzy pętle, owalne boisko i latają na miotłach.
Anna kiwnęła głową, ale Jo wiedziała że nie pochwala tego sportu.
Nagle ktoś zasłonił Krukonce oczy.
- Zgadnij, kto to, Memortku*!
Dziewczyna pokręciła głową z niedowierzania.
- Syriuszu, jesteś niemożliwy – powiedziała i zdjęła dłonie chłopca ze swojej twarzy. Łapa zaśmiał się i usiadł między Joanne, a Garrym.
- Pomyślałem, że może skoczymy potem do Zonka z Jamesem i waszymi rodzicami, co? Pokażemy im Hogsmeade, wypijemy Kremowe Piwo…
- Pozwalają wam tu pić piwo? – przerwała Elizabeth patrząc z niedowierzaniem na Syriusza.
- Kremowe, Ellie. To nie jest prawdziwe piwo… – machnęła ręką Jo.
Elizabeth zmarszczyła brwi, dopijając do końca swój sok.
- No więc? Mieliby państwo ochotę? – Syriusz popatrzył na Annę i Gregory’ego przywołując jeden ze swoich czarujących uśmiechów.
Garry zmierzył Gryfona wzrokiem. Nie podobało mu się, że Syriusz tak owija sobie innych wokół palca. A przynajmniej, że ćwiczy na innych swoją siłę perswazji. Zerknął na Joanne, która nachylona w kierunku swojej siostry tłumaczyła jej coś, rysując palcem po obrusie. Nie mógł pozwolić, żeby ten błazen tak po prostu z nim wygrał.
- Z kolei ja myślę, że nasza wycieczka krajoznawcza po zamku powinna najpierw dobiec końca, zanim gdziekolwiek państwo pójdziecie – powiedział Krukon, mierząc Syriusza wzrokiem – Potem może być ciemno i to już nie jest to samo.
Jo przytaknęła.
- Wiesz, Łapa, spotkajmy się z Jamesem na dziedzińcu po trzeciej. Powinniśmy do tego czasu skończyć.
Syriusz spojrzał na Jo trochę zbity z tropu. A już myślał, że udało mu się wszystkich przekonać. Garry posłał mu górujące spojrzenie, uśmiechając się lekko.
- Jasne, jak wolisz – odrzekł Gryfon i odszedł. Muszę znaleźć sposób na Garry’ego, zanim ten lowelas za bardzo się rozkręci, pomyślał i zerknął w stronę stołu Ślizgonów. Regulus śmiał się z czegoś, zapewne ojciec powiedział jakiś zabawny żart. Matka popijała sok z pucharu, odzywając się co jakiś czas. Łapa zacisnął usta. Nie będzie im pokazywał, że w ogóle ich zauważa. Dokładnie tak, jakby nie istnieli…
*Flicker – miotła Joanne, w dosłownym znaczeniu „szybowiec”, może też oznaczać „błysk” lub „błyszczeć”.
*Memortek – malutki, niebieski, cętkowany ptaszek, zamieszkujący północną Europę oraz Amerykę. Żywi się małymi owadami, jego szczególną cechą jest to, że przez całe swoje życie jest niemy, a tuż przed śmiercią wydaje wszystkie głosy, które za życia usłyszał w odwrotnej kolejności. Jego piórka wchodzą w skład veritaserum i eliksirów wspomagających pamięć. Dlaczego Syriusz użył tego określenia wobec Joanne? Cóż… Najprostszym wyjaśnieniem jest, że zwyczajnie chciał ją zirytować ;D

1 komentarz:

  1. Ajajajaj! Ale Ty nas ostatnio rozpieszczasz! Ale nie narzekam, żeby nie było! ;D Sówka wie, co to wejście. Zwłaszcza jeśli zgarnie sobie przy okazji jakiś przysmak ;D Opis Hagrida – „taki duży gość” – po prostu bezbłędny xD Jestem ciekawa tych oratorskich zdolności Garry’ego. Chociaż, jak mniemam, nie będą raczej bezstronne ;) ”- To głównie zasługa Pottera – powiedział – Co jak co, ale jest świetnym szukającym. A ten twój… Louis nie umie nawet odróżnić mordownika od tojadu żółtego.- Tego się nie da odróżnić, to jedno i to samo – dziewczyna posłała koledze spojrzenie spod uniesionych brwi. - O to właśnie chodzi! On tego nie wie!” Hagrid w ogóle fajnie tu został opisany. I to zdanie o zadaniach specjalnych dodane mimochodem… :P „Alielka” zagina. Też na początku nie skojarzyłam, dopiero po chwili do mnie doszło, że o Arielkę się tu rozbiega xD Czekoladowa pasta do mioteł… No tak, słowo „czekolada” i Megg się ożywia xD Nie Megg, NIE MOŻESZ pomarzyć. Rozmawiamy o MOIM kuzynie! Tylko JA mogę po nim jechać! xP Hm, Syriusz się trochę naczeka, zanim Jo tak go przywita. Zaryzykowałabym nawet stwierdzeniem, że nie doczeka xD ”Black! – warknęła dziewczyna i zasłoniła twarz dłonią. Czemu miała przeczucie, że to się tak skończy?” Na Gringotta! Podoba mi się to! xD Co do fragmentu o Kate, powiem jedno: to jest takie piękne i prawdziwe, że aż mi słów braknie.Nieprzytomna Meggie. Po pająku miłość odeszła jej jak ręką odjął. Nasza kochana, poczciwa Megg xD Kate wymawiająca TO imię? Świat staje na głowie? O.o Potter! Trzeba było trzymać język za zębami! Teraz rodzice poplotkują i siara będzie, heh xDEllie powinna się nauczyć trzymać język za zębami, jeśli nie chce oberwać na meczu tłuczkiem, co? xD Demonstracja Prawie Bezgłowego Nicka musiała być dla mamy Meggie szokiem. Odechciałoby mi się kawy na jej miejscu :P Podoba mi się ta rywalizacja Syriusza i Garry’ego. Wszystko się chyba rozwinie na meczu, nie? Jeden gra, drugi komentuje… Będzie ciekawie! Już koniec? Daj część drugą, co? Ładnie proooszę :D

    OdpowiedzUsuń