sobota, 5 stycznia 2013

Dylematy

Przepraszam za tę długą przerwę, Kochane ;* Mały brak natchnienia, ale powrócił wraz z pierwszym w tym roku katarem ;D Postanowiłam nieco skrócić ten rozdział, żeby Was nie zanudzać tym balem, za to zaczynam szykować BONUS ;) Wiecie, o jakim bonusie mówię, prawda? Miłego czytania i komentowania (mam nadzieję;D).
Joanne zasunęła zamek sukienki zaklęciem i przyjrzała się sobie w lustrze, pochylając głowę na bok. Jej mama jak zwykle miała rację, kiedy wybierały sukienkę. Fiolet mimo wcześniejszych obiekcji wyglądał na dziewczynie wyjątkowo fajnie. Obróciła się dookoła własnej osi, rozciągając wokół siebie okrągły wachlarz delikatnego materiału. Zachichotała.
- Tylko nie rób tak przy Syriuszu – Dominique podeszła do koleżanki i odwróciła się plecami – Zapniesz?
Jo zasunęła zamek i zmrużyła oczy.
- Dajcie spokój z Syriuszem. To tylko bal…
Nagle przez otwarte okno wleciała mała sóweczka. Piszcząc radośnie zatoczyła kółko pod sufitem i nie zdążywszy wyhamować wpadła z impetem w zasłonki od łóżka.
Dominique podbiegła do zwierzątka i z czułością wyciągnęła je z pomiędzy materiału.
- Biedactwo, wpadło w zasłonki – szeptała, gładząc sóweczkę palcem po łebku. Zwierzątko zahukało zadowolone – Pokaż co masz przy nóżce…
Krukonka delikatnie odwiązała liścik i wypuściła sówkę przez okno.
- Joanne, to do ciebie.
Adresatka zaciekawiona rozłożyła karteczkę. Pismo Syriusza… Może zmienił zdanie i nie chce iść ze mną, pomyślała dziewczyna. Po chwili przekonała się jednak, że jej obawy są błędne.
„Jo, będę czekał na ciebie kwadrans przed siódmą pod Twoim dormitorium. Łapa”
Krukonka uśmiechnęła się szeroko. 
*
Syriusz przeczesał grzebieniem gęste włosy i puścił oczko do swojego odbicia. No, młody bóg z ciebie, Syriusz , pomyślał wklepując w policzki wodę kolońską. Poprawił swoją szatę wyjściową, kontrolując czy jego biała koszula nadal jest biała.
- Łapa, gdzie moja pasta do zębów? – dobiegł go głos James’a z łazienki – No tak! Accio pasta do zębów!
Syriusz zrobił minę „Czemu on zawsze zapomina?”.
- Syriuszu – cichutki głos Petera wydawał się być lekko czymś przestraszony.
- Co, Glizdek?
Chłopiec podszedł do Łapy i popatrzył na niego niepewnie.
- Chciałem się spytać… – zaczął drżącym głosem – Czy… Nie pożyczyłbyś mi trochę swojej wody kolońskiej?
Syriusz uśmiechnął się rozbawiony strachem przyjaciela i szturchnął go pięścią w ramię.
- Jasne, Mister Casanova, tylko zdradź z kim idziesz na bal.
Remus zerknął zaciekawiony na Petera, a James wychylił się zza drzwi łazienki ze szczoteczką w buzi i ręcznikiem owiniętym wokół bioder.
- Gyzek kohos zaposił y nyc ne połedzał? – wyciamkał, opluwając się pastą – do yasnej myotły, no!!!
Peter spuścił głowę, czując jak płoną mu uszy. Uśmiechnął się.
- Zaprosiłem wczoraj taką jedną czwartoroczną…
Łapa poklepał przyjaciela po ramieniu.
- Weź, jeśli chcesz. Ja lecę jeszcze do sowiarni. Muszę… Coś wysłać.
Syriusz wyszedł z pokoju. Zbiegając po schodach usłyszał głośny huk w sypialni dziewcząt zmieszany z grupowym piskiem. Kobiety rzeczywiście fiksują przed imprezami, pomyślał i przeszedł przez dziurę w portrecie.
*
Meggie skakała po swoim łóżku, udając że tańczy. Z mugolskiego odbiornika, który przywiozła na początku roku ze sobą leciała właśnie piosenka Mariah Carey „All I want for Christmas is you”. Dziewczyny, co niektóre jeszcze w szlafrokach, czekały na swoją kolej do mugolskiej lokówki, ponieważ z czesania za pomocą różdżki nic nie wyszło. Anette myślała, że zna dokładne zaklęcie, ale skończyło się przefarbowaniem jej włosów na kolor różowy.
- I just want you for my own, more than you could ever know, make my wish come true…- Meggie chwyciła Luizę za rękę, zapraszając do tańca. Dziewczyna zaśmiała się.
- Ja też chcę! – wrzasnęła Jenna i wdrapała się za Luizą na łóżko.
Po chwili po łóżku Meggie skakało siedem szóstorocznych Gryfonek, śpiewając na cały głos piosenkę.
- All I want for Christmas is Youuuuuuuuuuu…
Nagle coś huknęło głośno i dziewczyny z piskiem poleciały w dół. Zapanowała grobowa cisza spowodowana chwilowym szokiem.
- Łóżko się zarwało! – krzyknęła Jenna i wszystkie wybuchnęły śmiechem – Meggie, zdejmij tą nogę z mojego ramienia!
- Nie mogę, Anette na mnie leży!
- Przepraszam.
- Ała!
- Sonia, zablokowałaś mnie przy tej desce!
- To nie ja!
- To czyja to noga?
- Która?
- Ta z różową skarpetką!
- Moja, już ją zabieram!
Chwilę trwało, nim dziewczyny „odplątały” się, rozłamując przy tym łóżko do końca, na dwie odrębne części.
- McGonagall nas zabije…
- Nie bój ropuchy, Sonia – Megg wstała i przyjrzała się swojemu eks-łóżku – Jeśli powiemy zaklęcie razem, to się naprawi.
Dziewczyny wyciągnęły różdżki.
- Reparo!
Rzeczywiście po chwili stało przed nimi naprawione łóżko.
- Lepiej zacznijmy się ubierać – powiedziała Luiza i chwyciła swoją sukienkę – zostało nam niecałe pół godziny.
*
Kate przekopała chyba cały pokój, łącznie z łazienką, ale nigdzie nie mogła znaleźć swoich butów. Przecież nie mogły zniknąć, myślała gorączkowo, stojąc na środku swojej sypialni z różdżką w ręku.
- Accio buty na bal! – powiedziała, ale nic się nie działo. Czy ktoś chciał jej zrobić żart, i użył zaklęcia znikającego? Albo redukującego?
Dziewczyna była pewna, że pakowała je do kufra przed wyjazdem.
- Dalej nie ma? – Mary usiadła na swoim łóżku, malując usta błyszczykiem – Kurczę, Kate… Jesteś pewna, że je zabrałaś z domu? Ja na przykład dałabym sobie głowę odciąć, że zabierałam swoją sukienkę, ale musiała mi ją wysłać mama bo okazało się, że…
- Brałam ją na sto galeonów – Puchonka przerwała słowotok koleżanki – Ale nawet zaklęcie przywołujące nie pomaga.
Mary zakręciła błyszczyk i zamyśliła się.
- Wiem! – krzyknęła niespodziewanie i Kate aż podskoczyła.
- Wiesz, gdzie są?
- Nie! Wiem, skąd możesz wziąć inne!
Kate zmrużyła oczy i po chwili jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Masz rację! Pokój Życzeń! – krzyknęła i wybiegła z sypialni.
Nie minęło dziesięć minut, jak niosła pod pachą parę nowych, czarnych szpilek, niemalże takich samych jak jej zaginęły. Ubrała je na stopy i przeszła się po sypialni. Pasowały idealnie.
- Mary, jesteś geniuszem! – przytuliła mocno koleżankę – Hmm… Mogę odrobinę błyszczyku?
*
Severus zapiął guziki swojej szaty wyjściowej. Słuchał rozmów swoich współlokatorów, nie rozumiejąc jednocześnie ich sensu. Przechwalali się, jakie dziewczyny zaprosili na bal, wyśmiewali te, które „wyglądają jak pasztety i nic im nie pomoże” i układali włosy w wymyślne fryzury. Dosłownie, jak kobiety, pomyślał zerkając kątem oka na starania McMillana, który od kilkudziesięciu minut przed lustrem walczył z niesfornym kosmykiem opadającym mu na czoło.
- Ej, Severus – odezwał się nagle Grawner, wklepując w policzki wodę po goleniu – A ty z kim idziesz?
Snape zmarszczył brwi. Miał nadzieję, że nikt go o to nie spyta przed balem. Ponieważ gdyby dopiero na balu zobaczyli go z Meggie, potem nie mieliby obiekcji, że zaprosił Gryfonkę. Ale teraz…
- Meggie Evans – powiedział krótko i spojrzał na swojego rozmówcę – A ty?
Grawner uśmiechnął się, dumnie wypinając pierś.
- Amanda Jollie, szukająca naszej drużyny – powiedział. Severus uniósł brwi, w geście uznania.
- Nieźle – mruknął i zanim Grawner zdążył zadać kolejne pytanie, zniknął za drzwiami łazienki.
Zerknął w lustro. Co też Meggie w nim widzi? Może nic? Chociaż było jej przykro kiedy myślała, że zaprosił Lily… Wyraźnie dała mu to do zrozumienia w księgarni. No i pamięta te duże, błyszczące oczy kiedy przyjęła jego zaproszenie. Nie mogło mu się wydawać, cieszyła się.
Tylko czy jemu wolno ją kochać? Czy nie jest za dobra dla niego? Zbyt idealna, jak na Ślizgona jego pokroju?
*
Syriusz stanął przy wielkich wrotach w wieży zachodniej i spojrzał na zegarek. Był punktualnie. Jeśli Joanne dostała jego wiadomość, powinna lada chwila wyjść. Chłopak przeczesał palcami włosy i poprawił kołnierzyk. Spojrzał na drzwi, które w tej samej chwili otworzyły się i stanęła w nich Jo.
Gdyby Syriusz zobaczył swoją minę, jaką zrobił na widok Krukonki, do końca życia plułby sobie w brodę, że wyglądał na tak zachwyconego.
- Wyglądasz… – zaczął, nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa.
- Nie mów. Wystarczy mi twoja mina – Jo zaśmiała się, zamykając wrota za sobą. Starała się zachowywać naturalnie, chociaż wewnątrz była zdenerwowana. Cholernie zdenerwowana. Syriusz również się uśmiechnął, mierząc ją wzrokiem od stóp do głów. Wyglądała zupełnie inaczej i Łapa nigdy nie wyobraziłby sobie, że Jo może ubrać tak elegancką sukienkę lub buty na wysokim obcasie. Jej włosy były idealnie proste, przyozdobione fioletową opaską. Na twarzy gościły delikatne rumieńce, oczy patrzyły na niego spod długich rzęs, na które wcześniej nie zwracał uwagi.
- Chodźmy – powiedział powoli i uśmiechnął się – Co prawda mamy jeszcze parę minut, ale…
- Lepiej być wcześniej – dokończyli razem i zaśmiali się.
Nagle drzwi ponownie się otworzyły i stanął w nich Garry, prowadząc pod rękę Esterę. Uśmiechnął się szeroko na widok Joanne.
- Cudownie wyglądasz – powiedział, po czym zmierzył Syriusza wzrokiem. Chłopcy chwilę patrzyli sobie w oczy, ale Estera pociągnęła Garry’ego za łokieć i po chwili zniknęli za zakrętem.
- Nadal ma żal, że mu cię sprzątnąłem sprzed nosa? – mruknął Łapa, po czym nadstawił ramię, i poprowadził Jo w stronę Wielkiej Sali.
*
Remus dostrzegł Kate w tłumie szóstorocznych Puchonek. Stała uśmiechnięta i rozmawiała z jedną z nich. Chłopakowi serce zabiło mocniej, gdy spojrzała na niego i pomachała mu przyjaźnie. Ruszył w jej stronę, z każdym krokiem chłonąc jej widok. Ubrana w granatową, zwiewną sukienkę wyglądała olśniewająco, a za razem tak niewinnie… Jej brązowe włosy opadały kaskadą na odsłonięte ramiona, tworząc uroczy kontrast.
Kate z każdym krokiem Remusa czuła, że jej nogi odmawiają posłuszeństwa i nie chcą dalej stać. Cieszyła się, że chłopak doszedł do siebie po poprzedniej pełni. Wyglądał na wypoczętego i szczęśliwego. Zakochanego. Kiedy stanął przy niej, dziewczyna utonęła w jego miodowym spojrzeniu. Przejechała delikatnie palcami po jego rzęsach i uśmiechnęła się szeroko. Remus obkręcił ją wokół i łapiąc za rękę pociągnął w stronę Wielkiej Sali. Mary westchnęła patrząc na koleżankę z uśmiechem.Te na pozór drobne gesty były niemą rozmową mówiącą o głębokim uczuciu Kate i Remusa.
*
Meggie nerwowo przygryzła wargę, reflektując się po chwili. Nie może wyglądać na zdenerwowaną. Wyprostowała się więc, i przybrała spokojną minę. „Co robi Jo przed meczami Quidditcha?” pomyślała. Rozejrzała się wokół, czy nikt na nią nie patrzy, ale korytarz był pusty. Wstała więc i położyła sobie dłoń na przeponie.
- Wdech… I wydech… Wdech… I wydech… – szeptała, przymykając oczy. Potem zaczęła podskakiwać i strzepywać nogi i ręce na tyle delikatnie, by nie rozwalić swojej misternie układanej fryzury. Kiwała przy tym głową i co jakiś czas otwierała oczy, by przekonać się że nikt na nią nie patrzy.
Ku jej zdziwieniu po kilku minutach jej mięśnie rozluźniły się i poczuła się trochę spokojniejsza.
- Ostatni etap to wierszyk – szeptała dalej, siadając z powrotem na ławce.
-Co się dziś nie udać ma?
Przecież zawsze radę dam!
Meggie powtarzała te wersy jak mantrę, najpierw szeptem, potem coraz głośniej. Z każdym powtórzeniem czuła się pewniej, tak jakby była to szczera prawda.
- Co się dziś nie udać ma? Przecież zawsze radę dam! Co się dziś nie udać ma? Przecież zawsze radę dam! Co się dziś nie udać ma? Przecież…
Dziewczyna uchyliła lekko powieki, żeby profilaktycznie sprawdzić czy jest sama i aż podskoczyła, kiedy ujrzała obok siebie kogoś.
- Sev! – krzyknęła spanikowana – Nie słyszałam cię!
Severus uśmiechnął się lekko. Popatrzył na Meggie, jak spuszcza głowę ukrywając rumieńce. Dyskretnie przyjrzał się jej czarnej sukience, czyniącej Gryfonkę niezwykle poważną, a jednocześnie dziecięco uroczą. Włosy zebrała na czubku głowy w wytworny kok. Dostrzegł jej bladą skórę na odkrytych plecach i również spuścił wzrok.
- Długo tu siedzisz? – dziewczyna popatrzyła na Ślizgona wielkimi oczami. Chłopak odwzajemnił spojrzenie, sam się sobie dziwiąc że potrafi tak długo patrzeć komuś w oczy.
- Nie – odparł, ponownie się uśmiechając – Brzmi, jak wierszyk Joanne, prawda?
Meggie wyraźnie się rozluźniła i ze śmiechem pokiwała głową. Uwielbiał słuchać jej śmiechu. Różnił się od innych. Był bardziej dźwięczny, delikatniejszy… Rozbrzmiewał potem długo w jego głowie, niczym najsłodsza muzyka której nie chciał nigdy wyłączyć.
- Idziemy? – spytał i nadstawił ramię.
Meggie zadrżała pod jego dotykiem. Przypadkiem muskając jego dłoń stwierdziła, że jest chłodna.
Pozwoliła się poprowadzić do Wielkiej Sali, nie mówiąc już ani słowa, co było w jej przypadku czymś niespotykanym.
*
Albus Dumbledore był ubrany w długą do kostek szatę wyjściową koloru dojrzałej oliwki, ozdobioną dodatkowo czarno-srebrnymi wzorkami przypominającymi winorośl. Na głowę ubrał tiarę podobnego koloru. Siedział jak zawsze podczas posiłków i innych uroczystości u szczytu stołu, na najwyższym z krzeseł.
I tym razem obserwował uczniów wchodzących do Wielkiej Sali. Wchodzili najczęściej parami, partner i partnerka, często też grupkami. Niektórzy pojawiali się sami, żeby już po chwili znaleźć towarzysza zabawy.
- Widzisz, Minerwo tych wszystkich młodych, wspaniałych ludzi? – zwrócił się do kobiety siedzącej po jego prawej stronie. Czarownica spojrzała na dyrektora zaskoczona.
- O czym też rozmyślasz, Albusie?
Dumbledore uśmiechnął się.
- Chciałbym mieć tyle energii, co oni – zachichotał – Kiedyś jak byłem młody, a organizowano jakieś bale nie tylko w Hogwarcie, to byłem duszą towarzystwa. I choć patrząc teraz na mnie teraz trudno w to uwierzyć, mogłem okręcić wokół palca każdą piękną dziewczynę… – dyrektor uśmiechnął się rozmarzony, reflektując się po chwili – Oczywiście tego nie robiłem. To by było nie w porządku wobec takowej niewiasty.
- Naturalnie – mruknęła McGonagall, kręcąc głową z miną „jesteś niemożliwy”.
Dumbledore zachichotał i spojrzał na wejście do Wielkiej Sali.
- Ach, zakochani… – wskazał dyskretnie na parę, która wchodziła właśnie do sali – Panna Fly i pan Black…
- Cóż, Albusie, zauważyłam że oni raczej nie darzą się głębszym uczuciem, niż przyjaźń… Chwilami wyglądają, jakby chcieli rozerwać się na strzępy…
- Ależ Minerwo, popatrz teraz na nich.
Czarownica zerknęła na dwójkę uczniów.
- Widzisz, moja droga? – kontynuował Dumbledore spokojnym głosem – Pan Black nigdy nie był tak szczęśliwy, jak dziś. Przy tej zdolnej Krukonce wręcz… Rozkwita!
Znowu zachichotał, po czym chrząkając wstał.
- Proszę o ciszę – powiedział, rzucając wcześniej na siebie zaklęcie Sonorus.
Rozmowy ucichły. Wszystkie oczy wlepiły się w dyrektora.
- Mam zaszczyt powitać was na tegorocznym balu bożonarodzeniowym. Bawcie się, nie oszczędzajcie nóg żeby potańczyć, bo potem będzie na to za późno. Mam na myśli w moim wieku – uczniowie zachichotali, a Dumbledore ciągnął dalej – Życzę wam udanego wieczoru i nocy dla tych bardziej zaawansowanych. Bawmy się więc!
Ze wszystkich stron rozbrzmiała muzyka. Uczniowie najpierw nieśmiało, potem coraz odważniej wchodzili na środek sali, żeby tańczyć. Sam dyrektor porwał do tańca profesor McGonagall, która o mało nie zgubiła przy tym swojej tiary. 
*
Syriusz chwycił Joanne za rękę i poprowadził na parkiet. Byli jedną z pierwszych par, które weszły na środek sali. Dopiero później za ich przykładem poszły inne. Joanne zauważyła niedaleko Kate i Remusa. Delikatnie objęci bujali się w rytmie Crazy Trolls. Dziewczyna rozejrzała się w poszukiwaniu Meggie i Severusa, ale nie dostrzegła ich wśród pobliskich par. „Pewnie tańczą gdzieś dalej”, pomyślała i została gwałtownie obrócona wokół własnej osi.
- Syriusz, ostrzegaj! – krzyknęła ze śmiechem, przytrzymując dłonią dolną część sukienki. Łapa uniósł brwi rozbawiony.
- Ja chcę jeszcze raz! – powiedział rozbawiony i mimo głośnego sprzeciwu zakręcił dziewczyną jeszcze raz.
- Palant!
- Zdarza się – uśmiechnął się, widząc rumieńce na policzkach Jo.
*
Meggie dojrzała w tłumie Joanne i pomachała do niej.
- Rany, ale ścisk przy tym stole – wysapała Krukonka. Widać było, że przed chwilą zeszła z parkietu. Była zarumieniona, a oczy świeciły jej się od śmiechu – Jak ten Syriusz tańczy! Nigdy bym nie pomyślała!
Megg uśmiechnęła się. Choć nigdy by go nie podejrzewała, Severus również okazał się niezłym tancerzem.
- Widziałaś gdzieś Kate? – Jo rozejrzała się.
- Pewnie tańczą z Remusem…
Nagle do dziewczyn podszedł Garry.
- Joanne, zatańczysz? – spytał, wyciągając zachęcająco rękę. Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Jasne!
Po chwili zniknęła z chłopakiem w tłumie. Meggie nalała sobie do szklanki soku i pijąc przyglądała się tańczącym parom. Nagle przed nią wyrósł Syriusz.
- O, Megg – spojrzał na Gyfonkę zaskoczony – Nie poznałem cię, jak wchodziłaś ze Smarkiem.
Dziewczyna posłała mu jedno ze swoich najbardziej jadowitych spojrzeń.
- Severus mnie zaprosił, więc z nim poszłam – powiedziała, podkreślając dobitnie pierwszy wyraz. Łapa kiwnął niedbale głową i rozejrzał się, marszcząc brwi.
- Gdzie Jo? – spytał.
- Garry ją zaprosił do tańca – powiedziała, z satysfakcją obserwując reakcję Syriusza. Chłopak popatrzył na nią, jakby nie dosłyszał. Meggie wywinęła oczami.
- Syriusz, ona nie jest…
- Chodź – Gryfon chwycił niespodziewanie dziewczynę za rękę i pociągnął na parkiet – Zatańczymy.
Megg nie zdążyła zaprotestować, kiedy Łapa objął ją w pasie, uważnie obserwując tańczących niedaleko Jo i Garry’ego. Puścili akurat wolny kawałek.
- Syriusz, daj sobie spokój. To tylko taniec. Przecież nic jej nie zrobi – Gryfonka westchnęła znudzona. Łapa posłał jej szybkie spojrzenie.
- Połóż mi ręce na ramionach – powiedział i obkręcając ją podszedł bliżej Jo i Garry’ego – Dziwnie byśmy wyglądali, gdybym tylko ja cię trzymał.
- Nie mam zamiaru brać w tym udziału – warknęła dziewczyna i chciała wyrwać się z objęć Gryfona, ale ten przytrzymał ją.
- Megg, proszę cię – szepnął – Ten raz. Jeden jedyny. Nie lubię cię, a ty mnie, ale czasem trzeba się sprzymierzyć z wrogiem. Kiedyś ja też ci pomogę – dodał, widząc nieprzychylne spojrzenie dziewczyny. Została jednak, nie chciało jej się z nim kłócić. I mimo głębokiej nienawiści musiała przyznać, że był świetnym tancerzem.
Łapa obserwował Garry’ego uważnie. W pewnym momencie Krukon przysunął się bliżej Joanne tak, że dziewczyna chcąc, nie chcąc musiała położyć głowę na ramieniu chłopaka. Wówczas Syriusz trącił go niby przypadkiem.
- Och, przepraszam – Gryfon uśmiechnął się – Nie chciałem.
Ta krótka operacja przyniosła zamierzony efekt, Garry odsunął się od Jo i do końca tańca trzymał się na dystans. Łapa uśmiechnął się triumfalnie.
- Mam u ciebie dług – szepnął Meggie do ucha, kiedy ich taniec dobiegł końca. Dziewczyna mimowolnie uśmiechnęła się i ruszyła szukać Severusa.
*
Kiedy wybiła północ, muzyka niespodziewanie ucichła. Oczy wszystkich zwróciły się w stronę stołu nauczycielskiego, pewne było, że dyrektor chce przemawiać. Nie wiadomo kiedy pojawiła się tam scena. Na środek wyszedł profesor Flitwick, i kierując różdżką w stronę swojego gardła zaczął mówić.
- Przygotowaliśmy dla was małą niespodziankę bożonarodzeniową – nauczyciel zawiesił tajemniczo głos – The Hard Wands*!!!
W sali rozległ się głośny pisk. Dziewczyny jak jeden troll pobiegły w stronę sceny, na której tuż po chwili pojawił się wokalista zespołu. Męska część publiczności chcąc, nie chcąc również ruszyli w kierunku sceny niezbyt zadowoleni, że ich partnerki tak szybko zapomniały o ich obecności.
Joanne również minęła Syriusza, chwytając po drodze Megg i Kate. Znalazły się z samego przodu sceny.
Severus lekko oszołomiony, że jego partnerka tak szybko zniknęła powlókł się smętnie w stronę tłumu.
Remus dojrzał w tłumie Łapę, który popatrzył na niego spojrzeniem „Ach, te kobiety” i razem ruszyli w kierunku sceny. Co chwila mijały ich grupki rozchichotanych dziewczyn, ledwo biegnących na obcasach. Co niektóra potykała się nawet, z czego Syriusz śmiał się trochę za głośno.
Kiedy tylko wokalista zespołu pojawił się na scenie, pisk dziewczyn zrobił się dwa razy głośniejszy.
- Jak się bawi Hogwart?!!! – wrzasnął do mikrofonu (choć ten przy Sonorusie robił mu tylko dla charakteryzacji) i popatrzył po swojej publiczności. Tłum odpowiedział mu głośnym aplauzem.
- Zatem zaczynamy ostro!!! „Let’s rock together”!!! – krzyknął i poleciała muzyka.
Syriusz usiadł z Remusem przy stole, nalewając sobie Coca-Coli (nie pytajcie, czy czarodzieje piją Coca-Colę, komercja dosięga nawet świat magiczny).
- Co one widzą w tej długowłosej małpie? – warknął Łapa, patrząc nieprzychylnie na scenę. Remus wzruszył ramionami.
- Przecież też ich słuchasz – powiedział. Syriusz pokręcił głową, oburzony.
- Słucham ich muzyki! A nie wyglądu.
Lunatyk uśmiechnął się pod nosem i popatrzył na przyjaciela. Łapa jest zazdrosny, pomyślał i również zerknął na scenę. Wokalista był przystojny i logiczne, że dziewczyny piszczały na jego widok.
- Plastikowy laluś, myśli że jak trochę pootwiera buzię do mikrofonu, to wszystkie laski będą lać po nogach z wrażenia.. – narzekał Syriusz. Jakby w odpowiedzi na jego teorię pod sceną podniósł się pisk.
- To będzie trudny wieczór – westchnął i odstawił z hukiem puchar.
*
Minęła godzina druga, kiedy The Hard Wands opuściło scenę. Joanne była dumna ze swojej wytrzymałości, bo tyle godzin na obcasie to nie lada wyczyn, zwłaszcza dla niej.
- To było super! – mówiła podekscytowana Kate, szukając w tłumie Remusa. Dostrzegłszy go, ruszyła w stronę stołów. Jo poszła za nią i znalazła tam również swojego partnera.
- Syriusz, co jest? – spytała, widząc ponurą minę przyjaciela. Chłopak wzruszył ramionami, nie patrząc nawet na Krukonkę.
- Nic – odburknął.
Joanne stanęła przed nim, podpierając ręce na biodrach.
- Widzę – warknęła, po czym chwyciła przyjaciela za rękę – Chodź tańczyć.
Jednak Syriusz wyrwał dłoń z jej uścisku.
- Fajnie się bawiłaś tam pod sceną? – warknął – Beze mnie? Chyba wiesz, kto cię zaprosił!
Joanne otworzyła szeroko oczy z niedowierzania.
- Poza tym – kontynuował chłopak – zachowujesz się, jak te wszystkie inne głupie czarownice, skaczesz pod sceną i… i…
- I to mówi ktoś, kto ma wyklejoną całą ścianę ich plakatami?! – krzyknęła Krukonka, opuszczając gwałtownie ręce – Jesteś hipokrytą, chorobliwie zazdrosnym i egoistycznym! Co ty sobie w ogóle wyobrażasz, mówiąc mi takie rzeczy?! Skoro jestem, jak inne głupie czarownice, to znajdź sobie inną partnerkę do dalszej zabawy!
To powiedziawszy, dziewczyna odwróciła się napięcie i odeszła szybkim krokiem w stronę wyjścia.
- Teraz będzie ryczeć – powiedział zezłoszczony Syriusz, ganiąc się jednak w myślach za to, co powiedział. Bo szczerze mówiąc ani jedna z tych rzeczy nie była prawdą. Remus popatrzył na przyjaciela nieco zakłopotanym wzrokiem. Nie lubił sytuacji, gdy jego bliscy się kłócili. Wymagali wtedy, by się opowiedział po czyjejś stronie, a to było bardzo niezręczne.
Kate za to nie musiała się martwić, którą stronę wybrać.
- Byłeś delikatny, jak zaklęcie Cruciatus! – walnęła Gryfona w klatkę piersiową i żwawym krokiem pobiegła za Jo.
Remus rozejrzał się lekko zakłopotany, nie wiedząc co powiedzieć. Uratowało go jednak to, że jedna z czwartoklasistek podeszła do nich i zaprosiła Łapę do tańca. Chłopak przybrał jeden ze swoich czarujących uśmiechów i ruszył na parkiet.
Lunatyk pokręcił głową. W taki sposób nie uda mu się zdobyć Joanne. 
*
- Nie płaczę przez takich idiotów – warknęła Jo, przyglądając się sobie w lustrze – Syriusz jest totalnym oszołomem, Syriusz jest totalnym oszołomem, Syriusz jest totalnym oszołomem…
Krukonka powtarzała to tak długo, aż poczuła że jej oczy schną. Uśmiechnęła się dumna z siebie. Nie uroniła przez niego ani jednej łzy. Zdążyła powstrzymać ten głupi proces.
- Jo? – nagle do łazienki weszła Kate i popatrzyła na przyjaciółkę – Płakałaś?
Krukonka uśmiechnęła się kpiąco, podchodząc do Kate.
- Nie płaczę przez takich idiotów – powiedziała – Tylko trochę mnie… Poniosło.
- O tak, trochę – zachichotała Puchonka – Dzięki tobie nigdy nie zapomnę tej jego oszołomionej miny.. Wyglądał, jak spetryfikowany Rugol*.
Dziewczyny zaśmiewając się głośno, wyszły z toalety.
*
Mimo zmęczenia w ich głowach ciągle roiło się od przeróżnych myśli.
Jak to jest, że czasem bliska nam osoba potrafi zburzyć naszą wewnętrzną twierdzę pewności siebie? Że potrafi zranić nas, niczym odłamkiem szkła, zmuszając tym samym do refleksji nad samym sobą?
Czemu czasem nie potrafi się trzymać języka za zębami? Chcąc za wszelką cenę kogoś upokorzyć mówi się rzeczy, które tak naprawdę dalece mijają się z prawdą?
Jak powinno się reagować, gdy drugiemu dzieje się krzywda? Czy wierzyć zranionej osobie, że skaleczenie w ogóle nie boli?
Co zrobić, znajdując się na dwóch wrogich sobie frontach naraz? Odejść, przyglądając się walce z boku, czy stanąć pomiędzy i wziąć sprawy w swoje ręce?
Dylematy, przy których każda z podjętych decyzji jest innym zakończeniem.
*The Hard Wands - zespół rockowy, znany nie tylko w świecie magicznym; ma wielu fanów również w świecie mugoli; skład: wokal i gitara elektryczna: Steven York, gitara elektryczna 2:Michael Bacon, bas: Clark Dawney, perkusja: John Johnson.
*Rugol – nie wiem, jak wytłumaczyć Wam wygląd tego niezwykłego stworzenia.. Posłużę się porównaniami, efekt zależy od bogactwa Waszej wyobraźni ;) Rugol wygląda, jak typowy kot. Jego pysk jest jednak nieco… Inny. To tak, jakby w twarz o szeroko otwartych oczach i ustach uderzyć łopatą z całej siły. Albo wpaść dotkliwie na szybę w sklepie. Wygląd mniej-więcej przybliżony do Rugolskiego. Trudno odnaleźć gdziekolwiek ich zdjęcia, ale obiecuję, że rozpocznę takie poszukiwania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz