sobota, 5 stycznia 2013

Niedopowiedzenie

- Meggie, Meggie, wstawaj!
Lily wskoczyła na łóżko siostry i zaczęła po nim skakać.
- Hogsmeade… Hogsmeade…. – podśpiewywała, co chwila specjalnie trącając kostką ciało Megg – Wstawaj, śpiochu!
Właścicielka łóżka mruknęła coś niezrozumiale i przewróciła się na drugi bok. Lily zatrzymała się na chwilę i oparła ręce na biodrach. Po chwili na jej twarzy zagościł podejrzany uśmiech. Zeskoczyła z łóżka Megg.
- Ojej, Severusie! – krzyknęła zaskoczonym tonem, trochę za sztucznie jak na spontaniczną reakcję. Ale przyniosło to zamierzony efekt. Meggie poderwała się gwałtownie z łóżka, zgarniając pospiesznie włosy z czoła i rozejrzała się po sypialni.
Lily stała, opierając się niedbale o brzeg swojego łóżka z uśmiechem politowania. Ale oprócz rudej w pokoju nie było nikogo więcej.
- Żmija – syknęła Megg, posyłając współlokatorce mroczne, aczkolwiek lekko zamulone spojrzenie – Czy wszyscy już wiedzą?
Lily zaśmiała się dźwięcznie.
- Tylko ci najbliżsi – powiedziała – Musiałam zastosować chwyt poniżej pasa. Nawet krzyk mandragory nie byłby w stanie cię obudzić.
- Za to imię Severusa działa bez zarzutu – Anette weszła do sypialni i usiadła na swoim łóżku – Nie widziałyście moich Czekoladowych Dukatów? Założyłam się z Finniganem, że ułożę mugolską kostkę Rubika…
Meggie nie słuchała dalej. Chwyciła swoje ubrania i posyłając Lily jeszcze jedno mroczne spojrzenie opuściła sypialnię.
Weszła do łazienki, zamykając za sobą drzwi na klucz. Chciała być przez chwilę sama. Odkręciła kurek i z kranu poleciała gorąca woda, wypełniając pomieszczenie parą. Gryfonka zamyśliła się chwilę, myśląc który płyn do kąpieli dodać, po czym sięgnęła po zapach czekoladowy. Jak zawsze gorąca kąpiel przyniosła odrobinę relaksu, a Meggie zdała sobie sprawę, że dzisiaj jest ostatnie przed balem wyjście do Hogsmeade.
*
Kate usłyszała bzyczenie, tuż obok jej ucha. Powoli wyjęła spod poduszki różdżkę.
- Drętwota – szepnęła. Bzyczenie ucichło, poczuła jak coś spadło na jej kołdrę. Nareszcie. Ten komar nie dawał jej spokoju od niemalże tygodnia, ale teraz to ona triumfuje.
Puchonka podniosła się i popatrzyła na nieruchome ciało owada.
- Dobrze ci tak, krwiopijco – powiedziała mściwym tonem. Strzepnęła komara na podłogę i przycisnęła mocno kapciem. Mogłaby od razu użyć Avada Kedavra, tyle że w szkole nie wolno było używać Zaklęć Niewybaczalnych.
Puchonka rozejrzała się po sypialni. Reszta dziewczyn jeszcze spała. Mariko była tak owinięta kołdrą, że nie było wiadomo gdzie ma głowę, a gdzie nogi. Lea w połowie zwisała z łóżka, jej głowa niemalże dosięgała podłogi. Marietta spała jak zawsze – Kate nazwała tę pozycję „nieboszczykiem”, ponieważ jej koleżanka potrafiła całą noc leżeć bez ruchu na plecach, prosto ułożona, z rękoma na klatce piersiowej. Diana miała głowę zasłoniętą poduszką. Widać jej również komar dał się we znaki.
Kate westchnęła cicho i powoli wstała z zamiarem pójścia do łazienki. Zachwiała się jednak i wpadła na szafkę, boleśnie tłukąc nogę.
- Do jasnego skrzeloziela! – warknęła, rozcierając bolące miejsce. Zreflektowała się jednak po chwili. Nie chciała obudzić dziewczyn.
Lea zachrapała głośno, i zakrztusiła się językiem. Jej kaszel obudził pozostałe dziewczyny. Kate z niewinną miną skierowała się do łazienki, zamykając pospiesznie drzwi. Napuściła do wanny gorącą wodę i bez zastanowienia odkręciła kran ananasowego płynu do kąpieli. Nagle poczuła swędzenie na czole. Chcąc się podrapać z przerażeniem stwierdziła, że pojawił się na nim ogromny bąbel. Dziewczyna zmrużyła mściwie oczy.
- Przeklęty komar…
*
Joanne siedziała w Trzech Miotłach, popijając herbatę jabłkowo-cynamonową. Była sama. Sączyła napój, z zaciekawieniem obserwując kroplę wody spływającą po szybie. Dziwne było to, że świeciło słońce, więc skąd na szybie wzięła się deszczowa kropla?

Nagle w sali pojawiło się znikąd mnóstwo uczniów. Zrobił się potworny tłok. Joanne zauważyła, że po jej prawej stronie siedzi Meggie, a po lewej Kate. Nie rozumiała jednak, co do niej mówią, więc dała sobie spokój ze słuchaniem. Czuła, że na coś czeka. Piła swoją herbatę bardzo długo, ale napoju nie ubywało. Wtem znikąd wyrósł przed nią Syriusz i usiadł na przeciwko. 
- Chciałem ci coś pokazać – powiedział cicho. Mimo szeptu dziewczyna usłyszała jego głos bardzo wyraźnie, jakby otaczał ją ze wszystkich stron. Nachyliła się ku niemu zaciekawiona. Syriusz ujął jej podbródek i popatrzył w oczy. Stół między nimi nagle zniknął. Uczniowie również. 
Łapa przysunął się do niej.
- Wiesz… – zaczął – Chciałem…
-Nie!!! – Joanne zerwała się z posłania i rozejrzała przerażona po sypialni. Zaczynało świtać, niebo zrobiło się różowe. Padał śnieg. Pierwszy w tym roku.
Dominique przebudzona również wstała z łóżka i spojrzała na Jo.
- Co się stało? Czemu krzyczałaś?
Zapytana spojrzała spłoszona na koleżankę. Zmarszczyła brwi, kręcąc głową.
- E tam, nic… Tylko… Taki tam… Głupi sen – wydukała i rozejrzała się po sypialni zdezorientowana.
- Na pewno? – Dominique wyglądała na nieprzekonaną, ale położyła się powrotem na poduszkę – Jak coś, to mów.
- Jasne – Jo pokiwała głową. Spuściła nogi, szukając na oślep kapci. Kiedy w końcu znalazła je pod łóżkiem, ruszyła truchtem do łazienki.
Stojąc przed lustrem zbliżyła twarz maksymalnie do tafli i spojrzała w swoje duże, zielone oczy. Przejechała palcami po długich rzęsach i wąskich ustach. Zachichotała. Już wiedziała, czemu ludzie podczas pocałunku zamykają oczy. Po prostu partner z tak bliskiej odległości wygląda cholernie zabawnie i żeby się nie roześmiać, trzeba przymknąć powieki.
Joanne odsunęła się odrobinę od lustra. Ona też wyglądała śmiesznie. Jak przestraszony skrzat. We śnie Syriusz był tak blisko i…
Dziewczyna przerażona swoimi refleksjami odwróciła się napięcie od umywalki. Gorąca kąpiel pomoże jej zapomnieć o tym idiotycznym śnie.
Podeszła do ogromnej, okrągłej wanny i odkręciła wodę, dodając truskawkowy płyn do kąpieli. Nadal nie mogła uwierzyć w to, co stało się wczoraj. Była gotowa przyjąć zaproszenie Garry’ego na bal, ale Łapa zupełnie ją zaskoczył. Nie miała nawet głowy do tego, żeby porządnie mu przyłożyć. Nie chciała. Czy to dlatego, że tak naprawdę oczekiwała takiego rozwoju sytuacji? Po prostu wyprowadził ją z Sali, za rękę. Dopiero, jak znaleźli się za wrotami nakrzyczała na niego, że zachował się ordynarnie i wcale nie podoba jej się, że zadecydował za nią.
Dziewczyna roześmiała się i weszła do wanny, zanurzając się w ciepłej wodzie.
*
Śniadanie w Wielkiej Sali rozbrzmiewało podnieconymi głosami uczniów. Pierwsze w tym roku wyjście do Hogsmeade (no, może pomijając Huncwotów i kilka innych osób) było wielkim przeżyciem, szczególnie dla trzecioklasistów, którzy po raz pierwszy mieli zasmakować swobody związanej z taką wycieczką.
Syriusz połknął ostatni kawałek tosta.
- Potem musimy iść do Zonka, zapasy łajnobomby nam się kończą. No i chciałbym wysłać rodzicom jakieś słodycze, tata uwielbia Cukierki-Żuki.. – mówił James, bardziej do siebie niż do pozostałych – Mamie wyślę jakąś biżuterię na święta, może tą co zmienia kolory?
Remus zmarszczył brwi.
- Od kiedy wiesz, jakie biżuterie sprzedają w Hogsmeade? – spytał, unosząc brwi. Rogacz wzruszył ramionami, unosząc do ust puchar z sokiem bananowym.
- O ile mi wiadomo, to Lily ma kilka kompletów takiej – mruknęła Meggie, budząc się jakby z odrętwienia. Cóż się dziwić: jej kubek po kawie był pusty.
- Czyli wiadomo, skąd ta wiedza! – krzyknął Syriusz i walnął Rogacza w plecy, aż ten opluł koszulę sokiem.
- To nie ma nic wspólnego z Lily – żachnął się James, susząc ubranie jednym machnięciem różdżki. Przyjaciele spojrzeli na chłopaka zdziwieni.
- Czy on powiedział „Lily”? – Łapa uniósł brwi zaskoczony – nie „Evansówna”, albo „Mój żuczek”?
Rogacz posłał mu obojętne spojrzenie.
- Nie.
Wśród przyjaciół zaległa cisza. Coś musiało się stać. Coś poważnego, lub naprawdę smutnego skoro zdołało ostudzić zapał James’a.
- Spytałem ją wczoraj, czy pójdzie ze mną na bal – zaczął, czochrając swoje włosy. To chyba weszło mu już w nawyk – No i ona strasznie się zdenerwowała. Wykrzyczała mi w twarz, że idzie z kimś innym. Z kimś, kto bardzo dobrze ją zna. I wie, w jaki sposób zaprasza się na bal – dodał po chwili.
- Jak myślicie, kto to może być? – spytała Kate i od razu pożałowała tych słów. Meggie podniosła się gwałtownie z miejsca i wyszła.
Kto mógł znać Lily lepiej, niż Severus, myślała biegnąc korytarzem. Znali się od dawna, jeszcze przed Hogwartem się zaprzyjaźnili. Megg wiedziała, że to w końcu nadejdzie. Wiedziała, że na darmo się łudzi, a Severus i tak nigdy nie zwróci na nią uwagi. Że wybierze Lily.
Dziewczyna zamknęła się w jednej z kabin, trzaskając z całej siły drzwiami. Do Hogsmeade zostało pół godziny, przez ten czas musi doprowadzić się do porządku. Zamknęła deskę od sedesu i usiadła na niej. Wzięła dwa głębokie wdechy, ale i tak gulka w jej gardle nie chciała zniknąć, a oczy co chwila na nowo napełniały się łzami.
Nagle usłyszała, że do toalety ktoś wchodzi.
- Megg? Jesteś tu? – to była Kate.
Gryfonka uniosła do góry nogi, żeby nie było ich widać pod drzwiami kabiny.
- Megg?
Po chwili ciszy kroki skierowały się do wyjścia i Meggie została sama.
*
Syriusz śledził wzrokiem sylwetkę Kate, aż nie zniknęła za wrotami do Wielkiej Sali.
- I myślicie, że to Smark? – spytał patrząc na przyjaciół – Lily go lubi, ale nigdy nie poszłaby z nim na bal.
- Chyba że chciałaby zrobić mi na złość – mruknął Rogacz.
Łapa pokręcił głową.
- Myślę, że nawet wtedy nie.
Peter obserwował przyjaciół, nie odzywając się. Chciałby mieć takie problemy, jak James lub Syriusz. On nikogo jeszcze nie zaprosił, i raczej tego nie zrobi. No bo kto chciałby z nim iść? Nie jest ani przystojnym graczem Quidditcha, ani inteligentnym prymusem czy prefektem. Chłopak spuścił głowę. 
*
Filch jak zawsze sprawdzał wszystkich uczniów swoim wykrywaczem, zostawiając co niektórym niemiłe pamiątki w postaci siniaków.
Meggie stanęła w kolejce tuż obok Joanne i Kate, czekając na swoją kolej. Dziewczyny chyba uwierzyły w historyjkę o tym, że podczas śniadania po prostu przypomniała sobie o bardzo ważnej sowie, którą miała wysłać i musiała jak najszybciej to zrobić. Chociaż Kate podeszła do tego dość sceptycznie, w końcu dała się przekonać.
Meggie natknęła się na Severus kilka razy, lecz kiedy chciał zacząć rozmowę, odwracała się ostentacyjnie i szła w drugą stronę. Chłopak spuszczał wtedy głowę, jakby czując poczucie winy i odchodził.
W Hogsmeade było więcej ludzi niż zazwyczaj. Okres przedświąteczny zmuszał czarodziejów do zakupów, niektórzy chcieli spotkać się w barze, by złożyć sobie życzenia. Jednym słowem wioska tętniła życiem.
Megg, Kate i Joanne weszły do „Trzech Mioteł”. Panował tam ruch jak nigdy. Wydawałoby się, że wszystkie stoliki zostały zajęte, lecz Joanne z ulgą stwierdziła, że widzi jeden wolny.
Kiedy podeszła kelnerka, Jo poprosiła o herbatę jabłkowo-cynamonową, Megg o kawę, a Kate sok ananasowy.
- Dziewczyny, będę was musiała potem opuścić – powiedziała Kate, uśmiechając się tajemniczo – umówiłam się z Remusem.
Megg pokiwała głową i również się uśmiechnęła. Musiała udawać, że wszystko w porządku.
Joanne tymczasem rozejrzała się po zatłoczonym barze. Dlaczego miała wrażenie, że coś takiego już się działo?
Chwyciła w dłonie ciepły kubek z herbatą. Popatrzyła na swoje przyjaciółki: Meggie po prawej. Kate po lewej. Na dworze rozpadał się deszcz ze śniegiem. Krople spływały po szybie tworząc co chwila inne wzorki. A do baru wszedł Syriusz.
Joanne otworzyła oczy przerażona. Teraz zrozumiała, skąd zna to uczucie. Żeby było śmieszniej, siedziała przy tym samym stoliku, co wtedy…
- Joanne – Łapa usiadł przy ich stoliku – Chciałbym ci coś pokazać.
Krukonka nie odezwała się, tylko dalej z przerażeniem wpatrywała się w chłopaka.
- Jo? – zaniepokojony Gryfon nachylił się do dziewczyny – Wiem, że jestem zabójczo przystojny, ale…
- Chciałbyś – rzuciła Meggie i popijając kawę spojrzała obojętnym wzrokiem w okno.
- Nie, okej – Joanne uśmiechnęła się lekko, odzyskując panowanie nad sobą. Odsunęła nieznacznie krzesło do tyłu.
- Spotkajmy się za godzinę u Zonka – powiedział Łapa – Tam jest coś naprawdę niesamowitego.
*
Meggie szła ulicą. Kate poszła na randkę z Remusem. Joanne z Syriuszem i James’em robią zapasy u Zonka. A ona? Gdzie ma się podziać sama? Gdyby obok był Severus…
Dziewczyna odsunęła od siebie tę myśl. Severus okazał się taki, jak inni. Najpierw był miły, przynosił jej książki, gdy tego potrzebowała, podrzucał jej przydatne wskazówki, kiedy jej eliksir nie wychodził jak powinien, a potem tak po prostu ją wystawił. I postanowił na bal zabrać Lily.
Może to ja ubzdurałam sobie, że mu się podobam, myślała Meggie. Może widziałam to, co chciałam widzieć?
Gryfonka zdała sobie sprawę, że od jakiegoś czasu stoi przy księgarni. Rozejrzała się po placu. Było na nim mnóstwo uczniów Hogwartu. Niektórzy stali przy sklepach, wpatrując się w okna wystawowe. Inni biegali wokół fontanny rzucając się śniegiem. Jacyś chłopcy grali w Eksplodującego Durnia.
Dziewczyna potrzebowała chwili ciszy i skupienia. Najlepszym miejscem do tego jest właśnie księgarnia.
*
Półki niemalże uginały się pod ciężarem ksiąg. Severus stał przed jednym z regałów, szukając czegoś na temat eliksirów. Jedyną wadą tej księgarni było to, że księgi dawno nie były segregowane tematycznie. Włoski romans stał tuż przy podręczniku do transmutacji, a historia magii leżała na poradniku kulinarnym dla początkujących gospodyń.
Megg weszła do księgarni i nie wiedząc gdzie idzie, weszła w pierwszy lepszy sektor. Nie zauważyła jednak, że na dolnej półce wystaje jedna z grubszych ksiąg.
- Uważaj! – dziewczyna potknęła się, lecz w tej samej chwili ktoś podtrzymał ją zdecydowanym ruchem. Popatrzyła na swojego wybawcę chcąc mu podziękować. Jej policzki musiały mieć teraz kolor pąsu, jeśli nie bardziej intensywny.
- Severus – szepnęła unosząc głowę. Wyrwała się szybko z jego objęć przybierając obojętną minę. Stanęła prosto i chciała się odwrócić, ale chłopak chwycił ją za nadgarstek.
- Meggie, czemu się tak zachowujesz?
- Puść. Normalnie się zachowuję – dziewczyna starała by jej głos nie drżał, ale było to bardzo trudne.
- Czy normalnym jest, że jeszcze wczoraj rozmawialiśmy ze sobą, a dziś uciekasz na mój widok?
Gryfonka przymknęła powieki, choć te piekły ją niemiłosiernie.
„Nie płacz, idiotko, nie płacz” myślała, ale łzy same zbierały się pod powiekami.
- Megg?
Dziewczyna odwróciła się twarzą do Ślizgona, czując narastającą frustrację. Nie dbała już o to, że łzy spływają po jej policzkach. Chciała mu wszystko wykrzyczeć w twarz.
- Prawda jest taka, że tak się nie robi! – dziewczyna wyrwała rękę z uścisku chłopaka i popatrzyła mu w oczy – Myślałam, że jesteś inny! Najpierw zachowujesz się, jakby ci na mnie zależało, a potem tak po prostu odwracasz się i masz mnie gdzieś!
- O czym ty mówisz? – Severus podszedł bliżej, ale Megg odeszła dwa kroki do tyłu – Co ci zrobiłem?
- Co mi zrobiłeś?! – Megg zaśmiała się histerycznie – Dałeś nadzieję! A potem ją odebrałeś, zapraszając Lily na bal!
Megg zamilkła, obserwując reakcję Severusa. Oczekiwała jakiejś głupiej miny, lub tego że zacznie się tłumaczyć. Ale nic takiego nie nastąpiło. Twarz chłopaka nie wyrażała nic. Tylko oczy były pełne niepokoju i zdziwienia. Potem spuścił wzrok.
- Czyli nie chcesz mi nic powiedzieć? – spytała Megg trochę spokojniejszym, choć podirytowanym głosem – Super. Do zobaczenia więc na balu – dodała wycierając policzek wierzchem dłoni i wyminęła Ślizgona.
- Nie zaprosiłem Lily – rozległo się nagle. Gryfonka przystanęła.
- Jak to nie?
Severus podszedł do Meggie i stanął przed nią.
- Czemu miałbym iść z nią?
Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na Ślizgona.
- Myślałam, że… Że…Ci się podoba i..
Severus uśmiechnął się lekko rozbawiony. Meggie przeklęła siebie w myślach. Jak mogła być taka głupia?
- Myślałem… – zaczął niepewnie – Może ty wybrałabyś się ze mną na ten bal?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz