Kate siedziała przy Remusie i gładziła jego poczochrane, jasne włosy. Nie był już wilkołakiem, ale czar Moody’ego nadal działał i chłopak spał. James wyczarował koc, którym go przykryli. Pozostawało im czekać, aż się obudzi.
Peter przysnął z podkurczonymi nogami w rogu starego, podartego fotela. Mimo bólu w większości kończyn wytrwale czuwał z przyjaciółmi nad Remusem i nie chciał słyszeć o jakimkolwiek powrocie do Skrzydła Szpitalnego. A’propos Skrzydła Szpitalnego…
*
Meggie wpadła do pomieszczenia, na wpół nieprzytomna. Na
policzku miała ślad odciśnięty od koca a pod oczami szarawe cienie. Jej
włosy możnaby było nazwać nieułożonymi, gdyby nie fakt, że potrzebowały
innego, mocniejszego określenia.
- Megg, wyglądasz jak szczota – Syriusz spojrzał na
Gryfonkę z politowaniem. Dziewczyna posłała chłopakowi spojrzenie (jak
to kiedyś określiła Jo) w stylu „Wiesz, że kiedy mówisz mi takie rzeczy
to słucham cię jak łajnobomba Filcha” i usiadła po drugiej stronie
łóżka. Joanne nie wyglądała pocieszająco. Mimo, że wszyscy cieszyli się,
iż żyła, to nie było wiadome w jakim stanie będzie po leczeniu i ile
ono zajmie.
- Dumbledore wyleczył tylko rany, jednak wewnętrzne
uszkodzenia organizm Joanne będzie musiał naprawić sam – powiedział
Syriusz, nie spuszczając wzroku z Krukonki.
Nastała cisza, którą przerywał miarowy oddech Jo. Meggie
wpatrywała się w przyjaciółkę nie wiedząc, co myśleć. Wiadome było, że
dyrektor zrobił wszystko, co mógł, ale tu potrzebny był jeszcze jakiś…
Czar. Jakiś eliksir…
Na korytarzu rozbrzmiały pierwsze kroki uczniów
udających się do Wielkiej Sali na śniadanie. Pani Pomfrey wyszła z
gabinetu i zmroziła Meggie i Syriusza wzrokiem, nic nie mówiąc. Pewne
było, że nie życzy sobie gości o tak wczesnej porze, ale było tu widać
moc sprawczą Dumbledore’a. Pielęgniarka jednym machnięciem różdżki
odsłoniła wszystkie zasłony w oknach i skierowała się do drzwi, przez
które wpadł nagle jakiś chłopak. Megg rozpoznała w nim jednego z
Krukonów,Garry’ego, którego razem z Jo przepytywała przed sumami z OPCM.
- Joanne?! – blondyn skierował się prosto do łóżka, gdzie leżała Krukonka.
Megg zauważyła, że chłopak musiał niedawno wstać,
ponieważ jego na ogół nienagannie uczesane włosy były rozczochrane,
krawat wisiał niezawiązany na szyi, a…
- Ekhem, kolego – Syriusz spojrzał nieprzychylnie na przybysza, mierząc go wzrokiem – Rozporek.
Niczym nie wzruszony Krukon zapiął pospiesznie spodnie i popatrzył na Joanne z mieszaniną niedowierzania i troski.
- Co się stało? – spytał i usiadł obok Meggie.
Dziewczyna popatrzyła ostrożnie na Łapę. Gryfon posłał blondynowi
spojrzenie spod zmrużonych powiek.
- Spadła – powiedział krótko Syriusz.
- Skąd?
- A mało schodów mamy w zamku?! – warknął Łapa i przeniósł spojrzenie na Joanne.
Blondyn popatrzył na Gryfona, ale nic już nie
powiedział. Jego wzrok spoczął na Jo. Gdyby nie tragizm sytuacji i to,
że Krukonka jest nieprzytomna, Meggie śmiałaby się z tej całej sytuacji.
Chłopcy na zmianę posyłali sobie groźne spojrzenia, kiedy akurat drugi
nie patrzył. Jo w tym momencie zapewne odeszłaby od nich obojętna, bądź
zbyła ich jakimś śmiesznym żartem (jak to ona), ale Megg nie mogła ich
samych zostawić. Choć jej kiszki wykręcały się z głodu, siedziała
wytrwale czuwając nad przyjaciółką i nad bezpieczeństwem jej adoratorów.
*
- Snape! – Moody popatrzył z góry na Ślizgona siedzącego w ławce na przeciwko biurka – Zostań chwilę.
Severus zerknął przez ramię, jak wszyscy opuszczają salę, po czym spojrzał na Moody’ego.
- Słucham, panie profesorze?
- Potrzebuję twojej pomocy.
Ślizgon ze zdziwienia upuścił swoje pióro. Szalonooki podniósł je jednym machnięciem różdżki.
- Chodź ze mną do Skrzydła Szpitalnego.
*
Garry musiał iść na zajęcia transmutacji, więc z
nieszczęśliwą miną wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego zerkając krótko, ale
groźnie na Syriusza. Kiedy tylko zniknął za drzwiami, Gryfon posłał za
nim niezwykle obraźliwy gest. Meggie zmarszczyła brwi zgorszona.
- Syriusz! – warknęła.
- Sam się o to prosił! – chłopak wzruszył ramionami – Poza tym… – Łapa przerwał chcąc dobrać odpowiednie słowo – No. Poza tym.
Meggie uniosła brwi w geście zdziwienia, nic jednak nie
powiedziała. Spojrzała przez okno na błonia. Była ciekawa, jak czuje się
Remus i czy są z Kate i James’em już w szkole.
Nagle drzwi Skrzydła otworzyły się z rozmachem i stanął w nich profesor Moody.
- Co z nią? – spytał i podkuśtykał do łóżka – Bez zmian?
Meggie popatrzyła z dołu na postać Szalonookiego. Zawsze
trochę ją przerażał. Szczególnie jego oko. Miała cichą nadzieję, że to
nie jest jakaś aurorska moda, i że jeśli Jo zostanie aurorem, to nie
będzieć czegoś takiego nosić.
- Eee… – zdołała wykrztusić.
- To super, panno Evans – mruknął pod nosem – Teraz potrzeba wprawnego oka.
Nauczyciel zbliżył się do Joanne, zerkając zdrowym okiem w stronę gabinetu.
- Lepiej, żeby Pomfrey tego nie słyszała – powiedział i rzucił na drzwi zaklęcie wyciszające – Snape!!!
Meggie aż podskoczyła, kiedy usłyszała to nazwisko.
Pośpiesznie naciągnała na kolana koszulę nocną i wygładziła dłonią
włosy. Do sali wszedł Severus. Spojrzał ukradkiem na Gryfonkę i spuścił
wzrok. Mimo widocznego zmieszania nadal był blady na twarzy.
- O co mnie pan prosi? – spytał krótko i spojrzał na
bezwładne ciało Joanne. Jego twarz pozostała kamienna. Popatrzył na
Moody’ego.
- Chcę, żebyś przygotował eliksir Medicina Statim* – rzekł nauczyciel głosem nieznoszącym sprzeciwu – Zaraz.
Meggie i Syriusz wymienili zdziwione spojrzenia. Żadne z nich nie znało tego eliksiru. Popatrzyli jednocześnie na Severusa.
- Niby czemu miałbym to robić? – spytał Ślizgon i
zerknął jeszcze raz na Joanne. Potem jego wzrok powędrował w stronę
Megg. Była niewyspana, ale i tak uroczo wyglądała. Miała lekko
podpuchnięte oczy, widocznie spędziła przy Jo prawie całą noc. Siedziała
w pidżamie. Patrzyła na niego z taką… Nadzieją? Jej wzrok był niemą
prośbą o uratowanie życia Joanne. A on nie potrafił się tej prośbie
oprzeć. Potem ukradkiem spojrzał na Syriusza. Dla niego nie zrobiłby
nic, ponieważ to właśnie ze strony Gryfona doświadczał tylu przykrości. W
myślach wystawił Syriuszowi język i powoli kiwnął głową.
- Dobrze, zrobię ten eliksir.
Szalonooki uśmiechnął się tak szeroko, że aż ściągnęła
mu się blizna. To nie był zbyt miły widok, więc wszyscy troje spojrzeli
taktownie w inną stronę.
- Składniki do eliksiru mam – powiedział Moody – Ta
stara Slughorńska tchórzofretka może nie chciała zrobić tego wywaru –
nauczyciel odchylił poły płaszcza – ale o pożyczeniu kilku składników
chyba nic nie mówiła.
Na te słowa jednym zaklęciem ustawił wszystkie składniki na półce nocnej obok łóżka Joanne.
- Tylko musimy działać w konspiracji – szepnął i znowu się uśmiechnął. Blizna ściągnęła mu się nieestetycznie.
*
Kate, James i Peter siedzieli w sypialni chłopców z
Remusem. Blondyn miał podpuchnięte oczy i blade usta. Jego szczęki
ściągały się, to rozluźniały.
- Joanne leży ranna tylko z mojej winy – powtarzał, zasłaniając twarz dłońmi – Gdyby nie ja…
- Lunatyk, daj spokój! – warknął James – Łapka chodziła z
nami z własnej woli, poza tym to nie twoja wina i nie mów tak, bo nas
obrażasz.
Wszyscy troje spojrzeli skonsternowani na James’a.
- Łapka? – Kate uniosła brwi – Joanne… Łapką?
- No.. Tak. No bo wiecie – James nachylił się ku
przyjaciołom – Syriusz jest Łapa, to Joanne powinna być Łapką, no bo
oni… No nie mówcie, że nie zauważyliście jak na siebie lecą!
Kate zaśmiała się.
- To nie mów tego Joanne, bo już nigdy nie usiądziesz na miotle bezboleśnie.
*
Severus w skupieniu wsypał do kociołka oko traszki.
Zamieszał trzy razy w kierunku wskazówek zegara, i raz w odwrotnym.
Potem wrzucił dwa włosy z ogona jednorożca. Kolor eliksiru zmienił się z
szarego na srebrno-błękitny. Jak każdy eliksir uzdrawiający, ten
również powinien zawierać beozar, więc Ślizgon dosypał go trochę, po
czym ponownie zamieszał.
- Jak ci idzie? – odezwał się cichutki głos w kącie
pokoju. Severus odwrócił się i zerknął na drobną postać siedzącą na
taborecie.
- Skrzat? – mruknął Ślizgon, unosząc brwi – Czego chcesz?
Rzeczywiście okazało się, że w kącie siedział jeden ze
skrzatów z kuchni. Ściślej rzecz biorąc skrzatka. Wpatrywała się w
Severusa wielkimi, zaszklonymi oczami. Ubrana była w szary fartuszek ze
znakiem Hogwartu na piersi, rzadkie, jasne włosy upięte były niedbale w
koczek na czubku głowy, a duże odstające uszka kiwały się, gdy tylko
skrzatka ruszała głową.
- Słyszeliśmy, co się stało z tą Krukonką – powiedziała cieniutkim, lecz pewnym siebie głosem – Joanne, prawda?
Severus zbyt zdziwiony żeby się odezwać, skinął głową.
Istotka podniosła się z miejsca i ruszyła wolnym krokiem w stronę
kociołka.
- Skrzaty mają większą moc, niż czarodzieje –
kontynuowała – Znamy panienkę Fly, profesor Dumbledore powiedział nam w
zaufaniu, co się stało. Chcemy trochę pomóc.
To mówiąc uniosła do góry długi, szczupły palec. Z
samego jego czubka wyłoniła się nagle mała, złota iskierka i poszybowała
w stronę eliksiru. Zawisła nad kociołkiem, po czym z wielkim pluskiem
wpadła do wywaru. Severus cofnął się nieznacznie. Skrzatka skłoniła się
nisko i znikła.
Ślizgon podszedł do kociołka. Eliksir był skończony.
*
Zbliżał się wieczór, kolejna pełnia. Tym razem James,
Peter i Remus udali się do Wierzby Bijącej wcześniej. Nie chcieli
kolejnych przykrych niespodzianek. Syriusza zostawili z Joanne. Chłopak
nie protestował.
W Skrzydle Szpitalnym Moody unosząc delikatnie głowę
Krukonki wlał jej do ust kilka kropli eliksiru, po czym odsunął się od
łóżka, ustępując miejsca Kate.
- I co? – Syriusz popatrzył na profesora – Powinna się teraz obudzić?
Jakby w odpowiedzi rozległo się ciche pojękiwanie.
Przyjaciele popatrzyli jednocześnie na Jo. Krukonka otworzyła powoli
oczy i skrzywiła się.
- Na świszczące miotły, ale mnie boli du…
- Joanne!
Megg rzuciła się Severusowi na szyję, Kate podskoczyła z
miejsca, a Moody wydał z siebie gardłowy, głośny okrzyk, reflektując
się po chwili i zezując na gabinet pani Pomfrey.
Syriusz spojrzał na Joanne, żywą, mówiącą i co
najważniejsze świadomą. Nie wiedział co tak nagle zmusiło go do owego
czynu. Może to, że pamiętał uczucie straty. Może euforia, ponieważ się
obudziła.
Pocałował ją.
Cóż, jeśli chcielibyśmy żeby było romantycznie,
napisałabym że Joanne przytuliła go mocno i odwzajemniła pocałunek.
Syriusz powiedziałby, że kocha Jo i nie może bez niej żyć. Ona
odpowiedziałaby mu słodkim, zarumienionym uśmiechem i bla, bla, bla…
Zamiast tego rozległ się głośny PLASK!
- Black, pogrzało cię?! – wrzasnęła Joanne.
Syriusz sprowadzony na ziemię, trzymając dłoń na piekącym policzku spojrzał przerażony na Krukonkę. Skąd w niej nagle tyle siły?
Moody zaśmiał się pod nosem. Będzie z niej dobry auror,
pomyślał, widząc jak na policzku Gryfona pojawia się czerwony ślad
dłoni.
* – Medicina Statim – eliksir, ma silne właściwości
uzdrawiające, jeden z najmocniejszych i najtrudniejszych do uwarzenia
eliksirów na świecie. Do jego wykonania potrzeba wiele rzadkich
składników (włos z ogona jednorożca, beozar), choć sam wywar robi się
stosunkowo szybko (około trzy-cztery godziny). Nie jest powszechnie
znany i wykładany w Hogwarcie, ponieważ (j.w.) jest niezwykle trudny do
uwarzenia. Nawet aurorzy nie zawsze potrafią go odpowiednio
sproporcjonować, co zazwyczaj kończy się odwrotnymi do zamierzonych
efektów skutkami.
Przede wszystkim: bardzo dziękuję za dedykację. Czuję się zaszczycona ;* Pierwszy akapit… Kate siedzi i gładzi poczochrane jasne włosy Remusa… Aż mnie coś w sercu ścisnęło… Normalnie widzę tę scenę przed oczami! „I tęsknota jakaś aż rozrywa serce”…Jak opisałaś na początku wygląd Megg, jeszcze z tym kocem odciśniętym na policzku… A potem komentarz Syriusza… Normalnie poległam xD Aż dziw, że – znając temperament Megg – nie doszło do rękoczynów! W sumie takie drobnostki, ale cudownie ukazują relacje Meggie z Łapą. Brawo! Mrrr… Garry… :D Ale on tak cudnie wparował, taki niewyszykowany… A potem, jak go Łapa zgasił tym upadkiem i że „A mało mamy schodów w zamku?!” to aż siedzę i chichoczę, bo to takie… rozbrajające? Zwłaszcza to, jak Syriusz daje upust swojej zazdrości xDOch, biedna Meggie… Musi pilnować, żeby się nie pozabijali xD”Sam się o to prosił! – chłopak wzruszył ramionami – Poza tym… – Łapa przerwał chcąc dobrać odpowiednie słowo – No. Poza tym.” – poległam…. Elokwencją to on raczej nie powala xD Do akcji wkracza Snape: Meggie automatycznie poprawia swój wygląd na tyle, na ile to możliwe… Ale to i dobrze, bo Nietoperz musi mieć jakąś motywację do pracy xD ”Szalonooki uśmiechnął się tak szeroko, że aż ściągnęła mu się blizna. To nie był zbyt miły widok, więc wszyscy troje spojrzeli taktownie w inną stronę.” – już wiadomo, jaka jest ostateczna broń Szalonookiego w walce z wrogiem, gdy inne wyjścia zawiodą xP Moody jest tu świetny! To, że Ślimak nic nie mówił i pożyczaniu składników… Właśnie tak go sobie wyobrażałam!Biedny Remus… Teraz będzie się obwiniał… Ale świetnie rozładowałaś napięcie z tą „Łapką” James’a. I faktycznie, nie usiadłby potem bezboleśnie na miotle xD Ta Skrzatka jest świetna! To, jak się tak pojawiło, jej zachowanie… Och, cudo! Zamierzasz przybliżyć jej postać czytelnikom w przyszłości? ”Megg rzuciła się Severusowi na szyję, Kate podskoczyła z miejsca, a Moody wydał z siebie gardłowy, głośny okrzyk, reflektując się po chwili i zezując na gabinet pani Pomfrey.” – < śmiech> Och, Jo! Jak Ty to robisz, że tak genialnie to wszystko opisujesz? Łapa pocałował Łapkę! xD Ale mu się oberwało xD Nie mogę xD Tak płynnie wplatasz między akcję i napięcie drobne śmieszne „chichotki”, że to jest po prostu mistrzostwo! Warto było tyle czekać, żeby móc przeczytać taki post! P.S. Ale i tak chcę więcej xD
OdpowiedzUsuń