Syriusz wetknął głowę do Wielkiej Sali i rozejrzał się.
- Nie ma jej – westchnął po chwili i spojrzał pytająco na James’a – Unika mnie?
Zapytany pokręcił przecząco głową.
- No co ty – powiedział beztrosko – po prostu nie masz szczęścia jej spotykać, bo to Krukonka. Wiesz… Książki, i tak dalej…
- Ja myślę, że jednak mnie unika. Nie chodzi z nami na błonia, podczas posiłków siada przy stole Krukonów… Jak mam ją zapytać, czy pójdzie ze mną na bal?
- Łapa – James położył przyjacielowi dłoń na ramieniu – Zdaje ci się. Udawaj obojętność. Jak ja i Lily…
Syriusz popatrzył na Rogacza z powątpiewaniem.
- Jeśli to „Hej, Evans, umówisz się ze mną?” ma być zlewaniem jej osoby, to…
Chłopak nie dokończył, bo nagle zza rogu wypadła Joanne. Spojrzała na dwójkę Gryfonów lekko spłoszona i zatrzymała się gwałtownie, wypuszczając z rąk książkę do eliksirów.
- Zapomniałam pióra! – krzyknęła jakby do siebie i ruszyła biegiem przez korytarz, z którego dopiero co wyszła. Syriusz po chwili konsternacji ruszył za nią, podnosząc po drodze podręcznik, który dopiero co upuściła.
- Jo, czekaj!
Chłopak ruszył biegiem za Krukonką. Chociaż poruszał się niezwykle szybko, to po paru minutach zdał sobie sprawę, że zgubił ją w tłumie siedmiorocznych Ślizgonów. Rozejrzał się dookoła, przeklinając w myślach jednorodność mundurków, po czym zawrócił w stronę Wielkiej Sali.
*
Joanne wyjrzała powoli zza ogromnej Ślizgonki, która chyba nawet nie
zauważyła, że robi za kryjówkę. Rozejrzała się powoli po korytarzu, ale
Syriusza nigdzie nie było.- Poszedł sobie – odezwała się niespodziewanie „kryjówka” niskim głosem. Joanne podniosła głowę. Patrzyła na nią para malutkich, zezowatych oczek ukrytych pod niezwykle grubymi szkłami. Biała koszula opinała muskularne ramiona dziewczyny, a krawat wyglądał na lekko przyciasny.
Jo uśmiechnęła się sztucznie.
- To super – powiedziała lekko przerażona na widok tej potężnej Ślizgonki – To super – unosząc kciuki do góry, ruszyła biegiem w stronę Wieży Zachodniej.
Kiedy znalazła się w końcu w swoim dormitorium, padła zasapana na fotel przy półce z książkami i przymknęła oczy. Dlaczego ucieka na widok Syriusza? Bo Kate podsłuchała, że chłopak chce ją zaprosić na bal. Krukonka zamyśliła się, przerażona swoim zachowaniem. Zawsze stawiała czoła trudnościom, niebezpieczeństwom i wyzwaniom. Była w końcu kapitanem drużyny. No i prefektem! Czemu więc boi się zaproszenia Łapy? „O nie”, pomyślała dziewczyna „Jo, jesteś silna baba, a boisz się głupiego balu? Co z ciebie za Auror? Co z ciebie za kapitan? Co z ciebie za prefekt? Idiotka.”
Dziewczyna zmrużyła oczy, starając się skupić całą swoją odwagę i determinację w jednym punkcie. Wstała z hardą miną i wyszła z dormitorium. Zamykane drzwi zagłuszyły wołanie Garry’ego.
*
Łapa wszedł do Pokoju Wspólnego i rzucił podręcznik Joanne na fotel
przy kominku. Książka odbiła się od oparcia i spadła z hukiem na
podłogę. Megg siedząca obok posłała chłopakowi mroczne spojrzenie. Każdy
wiedział, że ona i Kate nienawidziły takiego traktowania książek.Syriusz posłał jej zażenowane spojrzenie w stylu „nie masz nic innego do roboty?” i leniwie nachylił się, żeby podnieść podręcznik. Nagle coś wypadło spomiędzy kartek. Syriusz pośpiesznie podniósł skrawek pospiesznie oderwany od pergaminu, rozpoznając przelotnie pismo Joanne. Czyżby liścik? Czy przypadkiem gdzieś natrafił na imię „Syriusz”? Schował papierek do kieszeni i ziewając ostentacyjnie ruszył w stronę sypialni chłopców.
- Chyba idę spać – mruknął, ponownie ziewając i zerkając na Meggie. Dziewczyna uniosła brwi.
- Spać?
- Tak.
- O tej porze? Za godzinę Obrona…
Syriusz spojrzał skonsternowany na kominek.
- Nie widać, że spać mi się chce?! – wypalił i szybkim krokiem ruszył schodami, zanim Gryfonka zdołała powiedzieć coś uszczypliwego.
Meggie usłyszała dźwięk zamykanych drzwi. Coś, co wyprowadziło Syriusza z równowagi musiało być związane z Joanne lub Quidditchem. Bardziej prawdopodobne było to pierwsze, gdyż treningi zostały przerwane do końca Świąt, a co za tym idzie: nie było się czym martwić. Jeśli ta irytacja dotyczy Jo, to wystarczy połączyć Święta i bal. Co w rozrachunku daje nam…
- Joanne dała mu kosza przy zaproszeniu – Meggie zachichotała i wróciła do czytania.
*
Remus zerknął ukradkiem na panią Pince. Stała odwrócona do niego
plecami, dając reprymendę jakiemuś pierwszorocznemu Ślizgonowi, który
kichnął nad Wielką Encyklopedią Przydatnych Zaklęć Praktycznych, nie
zasłaniając przy tym ust.Gryfon zaczarował pospiesznie mały skrawek pergaminu i różdżką wysłał go w stronę Kate. Dziewczyna stała przy jednym z regałów, cierpliwie przesuwając palcem po zakurzonych tomiszczach, wyraźnie czegoś szukając.
Remus cierpliwie śledził lot malutkiej, skrzydlatej karteczki. Kiedy przesyłka doleciała do adresatki, ta odwróciła się zaskoczona. Złapała karteczkę i powoli ją rozłożyła.
Remus obserwował twarz Puchonki. Tę ukochaną twarz. Pierwsze co się na niej malowało, to lekkie zdziwienie. Brwi Kate uniosły się nieznacznie, na twarz wstąpiły delikatne rumieńce. Jej wzrok przesuwał się po kartce, linijka po linijce. Usta powoli wygięły się w szeroki uśmiech. Oczy rozświetliły się. Dziewczyna zwinęła powoli karteczkę i rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu nadawcy. Żeby kontrolować karteczkę, musiał być gdzieś niedaleko. Jednak mimo uważnej penetracji pomieszczenia dziewczyna nie ujrzała nigdzie Remusa.
- Zgadzasz się? – rozległo się nagle tuż obok jej ucha. Poczuła na szyi ciepły oddech. Odwróciła się i od razu utonęła w miodowych oczach Gryfona. Chłopak objął ją w pasie i czekał cierpliwie na odpowiedź. Kate nie potrafiła wymyślić nic sensownego, a zwykłe
„tak” było zbyt prymitywne. W napadzie szalonej radości pocałowała Remusa. Tak, jak jeszcze nigdy go nie całowała.
Lunatyk nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji, ale nie mógł powiedzieć, że było mu to nie na rękę. Przytulił Puchonkę do siebie mocniej, czując na karku dziwne, nagłe gorąco.
- Ekhem – rozległo się tuż obok jego ucha. Kate odskoczyła jak oparzona, a Remus odwrócił się powoli. Wlepiała się w niego para małych, szklistych oczek.
- Pani Pince! – uśmiechnął się chłopak zmieszany. Bibliotekarka zmierzyła go wzrokiem, po czym to samo zrobiła z Kate.
- Znalazłaś, co szukałaś? – spytała chłodnym tonem. Kate pokiwała energicznie głową i wzięła do ręki pierwszą – lepszą książkę z brzegu regału.
*
Syriusz usiadł na swoim łóżku i wyjął z kieszeni spodni kawałek
pergaminu, który przed chwilą wypadł z podręcznika Joanne. Rozwinął go i
popatrzył zmieszany na kartkę. To w sumie nie była jego korespondencja.
Co innego czytać głupoty napisane przez Glizdka, ale to… To należało do
Joanne i Łapa czuł się, jak gnom włażący do czyjegoś zadbanego ogródka.
Pięknego ogródka. Czarującego ogródka… „Ogarnij się!”, warknął na
siebie w myślach i popatrzył z powrotem na karteczkę. Jego imię na pewno
padło na tej kartce, o kim innym by pisała?Gryfon wzruszył ramionami i zaczął czytać:
„Wiesz Kate, ja nadal nie wiem, co robić w sprawie z wiesz kim”
To pisała Joanne, Łapa rozpoznał jej pismo. No i był dumny ze swojej zdolności dedukcji. Od samego początku wiedział, że to o nim. Kate odpisała:
„Olej go”
Syriusz wyprostował się dotknięty. Olać GO? Ale czytał dalej.
„Nie mogę, wybija się ponad wszystkich inteligencją i naprawdę świetnie…
Tutaj kartka była lekko oberwana i brakowało części tekstu.
„… Z drugiej strony niezły z niego cwaniak, totalnie wkurza mnie tą swoją arogancją!”
Syriusz zmarszczył brwi. Joanne uważa, że jest arogancki?
„Joan, mówiłam Ci. Nie ma sensu się z nim użerać. Skończ z nim raz na zawsze. Po prostu podejdź, i…
Tekst ponownie był urwany, po czym wracał do zaczętego wątku:
„… Albo zwyczajnie przyłóż mu kaflem”
„Nie mogę, jestem kapitanem drużyny!”
Łapa wyobraził sobie Joan, lecącą na miotle w jego stronę, ściskającą w ręku kafla i zamierzającą się w jego stronę twardą piłką.
- Ała – szepnął chłopak otrząsając się i czytając dalej.
„To poproś Syriusza, on to zrobi”
To już zupełnie zdziwiło Gryfona. Ma sam wziąć kafla i na oczach wszystkim przyłożyć sobie nim w twarz?
- Nie ma mowy! – powiedział oburzony, po czym zamyślił się. Spojrzał jeszcze raz na tekst. Chwilę trwało, nim dotarł do niego sens słów.
„Syriusz też jest kapitanem. Nie będę go wpakowywać w tarapaty. Sama dam sobie radę z tym Kevinem.”
Łapa popatrzył w duże lustro wiszące w sypialni i posłał sobie zażenowane spojrzenie.
- Debil – mruknął.
Pokręcił głową zrezygnowany i wrzucił karteczkę do swojego otwartego kufra. Skoro Joanne nie chce iść z nim na bal, to będzie ją zwyczajnie ignorował, tak jak doradził mu James. Chłopak zaczął przeglądać w głowie obrazy innych dziewcząt z jego fun-klubu. Na pewno znajdzie się jakaś w zastępstwie.
Śmiałabym w tej sytuacji również nazwać go debilem, gdyż nie pomyślał by zajrzeć na drugą stronę kartki. Tam bowiem rzeczywiście mógłby dowiedzieć się czegoś więcej na temat stosunku Joanne do niego.
*
Meggie weszła do biblioteki, mijając rozjuszoną panią Pince. Zerknęła
na stół dla czytających, ale nigdzie go nie było. A dałaby sobie głowę
uciąć, że widziała jak wchodził.Wzruszając ramionami ruszyła w stronę swoich ulubionych książek o eliksirach i roślinach uzdrawiających. Nagle zobaczyła przed sobą coś, na co czatowała od tygodni – „Księga Zaklęć Uzdrawiających – Medycyna XXI wieku”. Rzuciła się w popłochu po lekturę, wypatrując kątem oka potencjalne zagrożenie, czyli kogoś, kto również chciałby tę książkę wypożyczyć.
Dosłownie wyciągała rękę po tom, kiedy nagle tuż przed jej nosem mignęła czyjaś blada dłoń i chwyciła księgę.
Teraz wyobraźmy sobie, że jesteśmy maniakami Quidditcha. Uwielbiamy irlandzką pierwszoligową drużynę Szybujące Strusie, i wszędzie szukamy limitowanej wersji koszulek z ruchomymi autografami zawodników. Spacerując ulicą Pokątna zauważamy nagle na wystawie sklepu JĄ – tę koszulkę. Nie myślimy, tylko od razu wbiegamy do środka. A tam kolejka. I kiedy ona stopniowo się zmniejsza, ty czujesz narastającą radość, bo nikt nie kupuje tej koszulki. Ostatnia osoba przed tobą. Czujesz dumę, już widzisz zazdrosne spojrzenia przyjaciół kiedy zobaczą cię ubranego w oryginalny t-shirt zespołu. I nagle te wizje pękają jak bańka mydlana, bo człowiek przed tobą właśnie pakuje koszulkę do swojej torby. A ty zostajesz z niczym.
Teraz wiesz, jak poczuła się Megg, kiedy ktoś sprzątnął jej z przed nosa tak wyczekiwaną książkę. A znając jej temperament doszło do tego parę ostrych słów.
- Nie wiedziałem, że tak ci na niej zależy – odpowiedział jej rozmówca, nosowym głosem. Meggie odwróciła się.
- Severus! – dziewczyna natychmiast przywołała na twarz uśmiech. Warto dodać: szczery uśmiech.
- Proszę – Snape wręczył dziewczynie księgę, niechcący muskając jej dłoń – Mam przecież czas, żeby ją przeczytać.
Ślizgon uśmiechnął się nieznacznie. Popatrzył, jak zarumieniona Meggie bierze od niego tom i przyciska do piersi, jakby było jej własnością. Albo raczej jakby było czymś, za czym się stęskniła i bała stracić po raz kolejny. Popatrzyła wielkimi, niepewnymi oczami na chłopaka, po czym spuściła je zmieszana.
- Dziękuję – szepnęła. Ruszyli razem do wyjścia.
Severus nie wiedział, jak dobrać to w słowa. Obserwował, jak Megg wchodzi po schodach i zmierza do swojego Pokoju Wspólnego. Jak macha mu na pożegnanie i znika za obrazem. Po raz kolejny się nie odważył. Po raz kolejny nie zaprosił jej na bal.
*
Dochodziła osiemnasta i cała szkoła, jak jeden troll, wpadła do
Wielkiej Sali. Stoły niemalże uginały się pod ciężarem jedzenia. Z
powodu balu niemalże wszyscy uczniowie zostali na Święta w szkole, więc
skrzaty nie mogły liczyć na ulgową pracę. Z drugiej strony nie, żeby im
to przeszkadzało. Znamy je przecież doskonale.Syriusz z Huncwotami usiadł na ich stałym miejscu po środku stołu i rozejrzał się, niby obojętnie. Obiecał sobie ignorować Joanne, ale to chyba już weszło mu w nawyk. Szukanie jej wzrokiem. Patrzenie, czy przypadkiem nie potrzebuje pomocy. Jeszcze nigdy nie czuł tak silnej potrzeby pilnowania jej, jak teraz, po wypadku w Zakazanym Lesie. Gryfon jednak zaraz się otrząsnął. Jak ignorować, to ignorować. To myśląc zabrał się za jedzenie.
Joanne weszła do Wielkiej Sali. Przybrała pewną siebie minę. Jeśli Syriusz ją zapyta, to się zgodzi. Nie będzie robić z siebie tchórzofretki. Spokojnie mu odpowie, niezbyt entuzjastycznie, niech sobie chłopak nie myśli. Po prostu tak, jakby to było coś normalnego. Dziewczyna wyszukała go wzrokiem i ruszyła dziarsko w ich stronę. Po drodze zdążyła okrzyczeć jednego drugoklasistę, rzucającego w jakiegoś chudego, rudego Puchona ziemniaczanym puree. Kiedy zasiadła obok Łapy, chłopak nawet na nią nie spojrzał. Dziewczyna uniosła brwi i popatrzyła na James’a, uśmiechając się.
- Jak tam Lily? – spytała. Gryfon zrobił pewną siebie minę.
- Jeszcze trochę i jest moja – powiedział, wypinając dumnie pierś – Prawie się zgodziła, gdy ją spytałem.
Syriusz prychnął.
- „Potter, jeszcze raz mnie o to spytasz, to nie wiem co ci zrobię!” – zacytował, starając się nie zerkać na Jo. Zaśmiał się, wycierając dłonią brodę, po której ściekła odrobina tłuszczu od kurczaka. Jo podsunęła mu chusteczkę.
- No więc spytam ją jeszcze raz. Może ona nie wie, co zrobi, ale ja owszem.
Joanne pokręciła głową. Skąd w nim tyle pewności siebie? Zerknęła ukradkiem na Łapę, który wycierał właśnie brodę jej chusteczką.
- A z kim idziecie na bal? – spytała z udawaną obojętnością, jednak głównym celem było sprowokowanie Syriusza.
- Ja z Lily – powiedział pewnie James, i Joanne nie mogła się nie zaśmiać z jego naiwności. Remus szedł z Kate, to oczywiste.
- A ty? – Joanne zwróciła się bezpośrednio do Łapy. Chłopak wzruszył ramionami.
- Zaraz spytam jedną z nich – Gryfon wskazał głową na grupkę czwartoklasistek chichoczących i pokazujących go sobie palcem. Kiedy puścił do nich oko, te zaśmiały się kokieteryjnie.
Krukonka uniosła brwi w geście zdziwienia. Skoro tak, to niech będzie, pomyślała. Choć ganiła się za to w myślach, irytował ją widok rozchichotanych czternastolatek, co chwila zerkających za Syriusza. A jeszcze bardziej denerwowało ją zachowanie Blacka. Był z niego flirciarz, ale ostatnio jakby trochę się wyciszył. Nawrót „choroby”?
Remus obserwował tę dwójkę. Joanne i Syriusza. Z jednej strony czasem bawiła go ta ich gra. Bywało śmiesznie. Jednak teraz wydawało się to mniej zabawne. Syriusz robił wszystko by zignorować Jo, a ona wydawała się, jakby nic ją to nie obchodziło. Remus jednak dobrze zdawał sobie sprawę, co mogła czuć w takiej sytuacji. Logicznym było, że Łapa mimo pozorów nie jest jej obojętny.
Nagle do ich stolika podszedł jeden z Krukonów.
- Garry! – Joanne wyraźnie ucieszyła się na jego widok – Siadaj!
Chłopak stał jednak i zanim ktokolwiek zdołał zdać sobie sprawę, co się dzieje, zadał pytanie.
- Jo, pójdziesz ze mną na bal?
Reszta wydarzyła się trochę, jak w zwolnionym tempie. Syriusz odwrócił gwałtownie głowę i popatrzył lekko przestraszony, a lekko oburzony na Garry’ego. Usta Joanne ułożyły się do słowa „tak” i już miała to powiedzieć, kiedy w słowo wszedł jej Łapa.
- Ona już z kimś idzie!
Joanne spojrzała zdziwiona na Gryfona.
- Taa…?
- Z kim? – przerwał jej Garry, mierząc Syriusza wzrokiem godnego pokerzysty.
Gryfon wstał.
- Ze mną.
To powiedziawszy pociągnął Joanne za rękę i wyszli razem z Wielkiej Sali.
Remus popatrzył na Krukona, jak odchodzi do swojego stołu. Zrobiło mu się żal chłopaka, ale cóż… Przyklasnął w myślach Syriuszowi.
Poległam na tym, jak Syriusz czatował na Jo, i ona się tak nagle nawinęła… I tak z tym zapomnianym piórem wyjechała… Och, mistrzostwo! I jeszcze bardziej to, jak potem schowała się za tą ślizgonką. I nawet sobie sprawy nie zdawała, że ona pomogła jej się za sobą schować xD Ale przemowę sobie Joanne walnęła, z tą odwagą. Kto by pomyślał, że zaproszenie na bal przez Syriusza będzie gorsze niż walka wręcz z rogogonem węgierskim, jak zakładam xDNo tak… Złe traktowanie książek… Za to powinni do Azkabanu wsadzać! I biedny Syriusz… Zmęczył się biedaczyna, że nawet na OPCM mu się nie chce iść xP A droga dedukcji Megg, i to jak na koniec zachichotała… Czytając to też zachichotałam! xD Biedny pierwszoroczny ślizgon… Powinien wiedzieć, jak to się może skończyć przy pani Pince xP Ten cały akapit, jak Remus zaprasza Kate. I to, jak ona reaguje podczas czytania liściku… I jej „odpowiedź”… I oczywiście to co się stało po tym, jak ich Pince przyłapała… Och, Jo, to jest cudowne! Kocham Cię za to normalnie! Aż się wzruszyłam…Syriusz i takie rozterki… Niesamowite xD Ale to, jak czytał tę karteczkę jeszcze myśląc, że to o nim… I ta końcówka, że niby ma sam sobie kaflem przyłożyć… Buehehe xDDD Ale w sumie nieźle by było, gdyby na następnym meczu na prawdę przyłożył Kevinowi kaflem xD I kurczę, co było na drugiej stronie karteczki? Żądam szczegółów! W sumie dobrze, że Meggie nie była świadkiem tej sceny z Remusem i Kate. Już widzę ten jej znaczący uśmiech… Brrr! Jak ona się rzuciła na tę książkę… I tak ślicznie opisałaś, jak Smark jej tę księgę podaje i ona tak ją przyciska do siebie… Rany, przez Ciebie jeszcze GO polubię! Ale zaprosi ją w końcu, nie? O, a może napisałabyś coś, jak się czuje Meggie, że Nietoperz jej jeszcze nie zaprosił i wgl? Jestem ciekawa, jak byś to przedstawiła :D ”Jak jeden troll”. Podoba mi się. Mega mi się to stwierdzenie podoba!Ojej, chyba z ignorowania Jo nic nie wyszło… W sumie dobrze, że Garry się wtrącił, bo Łapa to by jej chyba nigdy nie zaprosił. Ale ten popłoch Syriusza, gdy Garry się jej o to spytał… Cudowne! Jeszcze jak to sobie wyobrazić… Aż dziw, że Jo nie strzeliła mu w twarz. Zatkało ją? A może jest na tyle miłosierna, że nie chce go ośmieszać przy funclubie i zrobi to po wyjściu z Wielkiej Sali? Och, pisz dalej, bo jestem niezmiernie ciekawa! xD A teraz lecę przeczytać ten rozdział jeszcze raz. Nie mogę się oprzeć!
OdpowiedzUsuń