Tak
długo wyczekiwany post, który napisałam już rok temu. Złośliwość rzeczy
martwych i nie mogłam go opublikować ;< Ale teraz dzięki mojemu
kochanemu nauczycielowi informatyki odzyskałam go, i to właśnie temu
belfrowi chciałam dedykować tą część. Nawet jeśli nigdy tego nie
przeczyta
Megg i Kate… Dzięki na wysłuchiwanie mnie, kiedy złorzeczyłam na mój
laptop. Bez Was musiałabym to dusić w sobie ;D Miłego czytania
Joanne
usiadła na ławce,wykładając z torby książki do transmutacji. Czekały ją
dwie godziny lekcji zGryfonami. Nie, żeby coś do nich miała. Chodziło o
to, że właśnie wGryffindorze był najbardziej drażniący ją chłopak na
świecie. Wiemy, o kogochodzi? Wszedł do sali, odgarniając z czoła
niesforne, czarne kosmyki irozejrzał się po klasie. Tuż obok niego
stanął James i Remus, w tyle dostrzegłaPetera walczącego z krawatem,
który zapewne pod wpływem jakiegoś zaklęcia niechciał dać się zawiązać i
tańczył we wszystkie strony.
Syriusz
uśmiechnął się,gdy ją zobaczył. Stała przy ławce, wykładając książki. W
pewnym momencieuniosła głowę i popatrzyła na niego.
- Jo! – zawołał Syriusz,i śmiałym krokiem ruszył w stronę przyjaciółki – Jak tam po balu…?
Uciął
w pół zdania, bozdał sobie sprawę, że palnął głupotę. Do tego Krukonka
posłała mu taknienawistne spojrzenie (a Joanne rzadko kiedy piorunuje
innych wzrokiem), żeŁapa zapomniał, co miał powiedzieć.
-
Palant – mruknęła Megg,wymijając Huncwotów – Najlepiej w ogóle się nie
odzywaj, to przynajmniej dokońca nie zrobisz z siebie idioty.
Syriusz
odpowiedziałbydziewczynie coś kąśliwego gdyby nie fakt, że ta trafiła w
słaby punkt. Zgadzałsię z nią, nie zachował się przyzwoicie, ale w
końcu to był tylko bal. Poza tymnie zrobił nic złego. Tańczył z inną
dziewczyną? Co z tego. Trochę pokłócił sięz Jo? To też nic, często się
przecież kłócą.
Profesor
McGonagallcichym kaszlnięciem poinformowała uczniów, że ci powinni
siedzieć już w ławkach.Syriusz rzucił Jo ostatnie spojrzenie, ale ta nie
patrzyła już w jego stronę.Rozmawiała z Garrym, oboje się śmiali.
-
Panie Black, mógłby panłaskawie znaleźć się w swojej ławce? – spytała
McGonagall, po czym przeniosłaswój wzrok na Petera szamotającego się ze
swoim krawatem – Ech, paniePettigrew… Solvius.
*
Pierwszy
raz natransmutacji głowa Meggie była przeraźliwie ciężka, a powieki co
chwilazamykały się, choć dziewczyna usilnie próbowała do nich
przemawiać, by tego nierobiły. Wczorajszy esej dla Slughorna pt. „Wymień
10 zastosowań ZiołaDruidzkiego oraz 20 eliksirów z niego
przyrządzanych” nadszarpnął jejgospodarkę senną. Siedziała do czwartej
nad ranem, wertując dziesiątki ksiąg natemat tej głupiej roślinki, bo w
podręczniku znalazła tylko trzy eliksiry zniej przyrządzane.
Dziewczyna
otworzyłaoczy, ganiąc się w myślach, że znów pozwoliła im się zamknąć.
Rozejrzała się poklasie, i jej wzrok padł na Jo. Siedziała w ławce z
Garrym i coś skrupulatnienotowała. Chłopak natomiast przyglądał się jej,
co jakiś czas podszeptując jejcoś na ucho. Megg była zła na Syriusza,
że zachował się tak chamsko w stosunkudo Krukonki. Nawet bardziej niż
zła, nienawidziła go za to, że przez niegoJoanne nie spędza już z nimi
tyle czasu, co kiedyś. Nie siadała przy stoleGryffonów na posiłkach, nie
chodziła z nimi na błonia. Nawet podczasniedzielnego wypadu do
Hogsmeade przyłączyła się do nich dopiero, gdy Syriuszposzedł na zakupy do Zonka.
Z
jednej strony Megg niepodobała się ta sytuacja, nie była przyzwyczajona
do takiej Jo. Z drugiejjednak strony przyklaskiwała przyjaciółce, że ta
tak długo potrafi ignorowaćSyriusza. I że robi to tak skutecznie.
Syriusz
zerkał ukradkiemna Joanne, starając się ukryć swoje rozdrażnienie. Jak
Jo może go traktować w takisposób już od dwóch dni? Przez cały weekend
starał się do niej odezwać, aleKrukonka albo go nie słuchała, albo
znikała gdzieś niespodziewanie. Poza tymgdziekolwiek by nie była, wciąż
towarzyszył jej Garry. Co takiego ma tenkujonowaty Krukon, że dziewczyna
spędza z nim tak dużo czasu? Łapa zamyśliłsię. Musi coś zrobić, żeby
Joanne znowu się do niego odzywała.
*
Kate
siedziała wbibliotece, wertując strony opasłego tomiszcza „Zielarstwo
dlazaawansowanych”. Szukała dla profesor Sprout właściwości
GłodnikaPospolitego, wywołującego tak nieprzemożone uczucie głodu, że
człowiek jestgotowy zabić, by tylko zdobyć coś do jedzenia. Mimo, że
występuje bardzo rzadkoi trudno jest go znaleźć, w historii magii
występowały przypadki jego użycia.Choćby król Marsas IV, żyjący w ok.
1230 roku. Kiedy na jednej z wypraw wojennych
został poczęstowany winem z dodatkiemGłodnika, wpadł w tak histeryczny
głód, że pozabijał część swojej armii, gdyżci nie mieli przy sobie
jedzenia.
Nagle drzwi bibliotekiotworzyły się z rozmachem. Kiedy Kate podniosła wzrok, nie mogła uwierzyć ktozjawił się w takim miejscu.
- Syriusz? Co Ty robisz wbibliotece?
Chłopak posłał jej dumnespojrzenie.
- Mam zamiar poczytać.
Kate zaśmiała się.Syriusz? Czytać? W bibliotece?
Pani Pince spojrzałakrytycznym wzrokiem na Gryfona, mierząc go od stóp do głów.
-
Gdybym nie pamiętała,kto rok temu podłożył mi pod biurko Chochlika
Kornwalijskiego, pomyślałabym żejesteś z innej szkoły, młodzieńcze –
powiedziała chłodnym tonem.
Syriusz uśmiechnął się szeroko.
- Po co wspominać stare,dobre czasy, pani Pince – powiedział – Ludzie się zmieniają, a ja chciałbympoczytać.
Bibliotekarka jeszcze razzmierzyła chłopaka wzrokiem, po czym ruszyła w stronę regałów.
- Jaka pozycja cięinteresuje?
- Pozycja? Eee… Toznaczy?
Kate
nie usłyszaładalszej części dialogu, gdyż Syriusz z panią Pince
zniknęli za regałami. CoŁapa knuje? Nowy żart? Wróciła do lektury, nie
mogąc się jednak ponownieskupić. Jej kuzyn czytający książki to coś
nienormalnego. A ona musi się dowiedzieć,o co chodzi.
Dziewczyna wstała icichym krokiem ruszyła w ślad za nimi.
- Co konkretnie chciałbyśpożyczyć?
- Interesuje mnie…Eee… Transmutacja, poziom zaawansowany i… Eliksiry i.. Fakty historyczne…Na Gringotta, co czytają Krukoni?!
Pani Pince uniosła brwizdziwiona.
- Krukoni? Cóż, jeślichcesz to mogę ci pokazać ich listę lektur…
- Nieziemski pomysł, paniPince! – wykrzyknął Syriusz klasnąwszy w dłonie.
- Obowiązkowych czynadobowiązkowych?
Łapa popatrzyłskonsternowany na bibliotekarkę.
- Nadobowiązkowe?Istnieją takie?
Pani
Pince zmierzyłaGryfona wzrokiem w stylu: „Jesteś taki głupi, czy tylko
na takiegowyglądasz?”, po czym jednym machnięciem różdżki wyczarowała
długipergamin, który delikatnie opadł na jej wyciągniętą dłoń.
Wyciągnęła go wstronę Syriusza.
-
Obowiązkowe inadobowiązkowe lektury Krukonów – powiedziała wyraźnie,
jakby miała doczynienia z niezbyt elokwentnym trollem górskim (choć
rzadko zdarzają sięelokwentne trolle górskie, zaryzykowałabym
stwierdzenie, że nigdy). Łaparozwinął kartkę, która opadła mu do samych
kostek, na ziemię. Uniósł brwizdziwiony.
-
Ale ja potrzebuję wykazlektur tylko do szóstej klasy – uśmiechnął się,
zwijając pergamin zaklęciem -Nie potrzebuję wykazu na całe siedem lat
nauki.
Pani Pince wyglądała nacoraz bardziej zażenowaną.
- To jest lista doszóstej klasy, panie Black.
Gryfon wytrzeszczył oczy,spoglądając niepewnie na zwinięty pergamin. Bibliotekarka westchnęłapoirytowana.
- To jak, bierze pan?
*
Meggie
wyszła z sali,kierując się pospiesznie w stronę toalety. Znowu to
zrobił! Czy aż tak bardzolubił podkreślać, jaka to Lily jest
niesamowita? Jak wyśmienicie warzyeliksiry, mierzy składniki i sieka
wijące się macki tentakuli? No i co z tego?Przecież Lily nie jest w
niczym lepsza od niej!
Gryfonka zatrzymała sięgwałtownie. Oparła się o ścianę i zamknęła oczy, żeby powstrzymać gorące łzy.
-
Nie będziesz ryczećprzez Slughorna… Nie będziesz ryczeć przez
Slughorna… – powtarzała wmyślach, ale bynajmniej nic nie pomagało.
Powieki nadal piekły, a w gardleutkwiła wielka, kłująca gulka. W głowie
ciągle siedziało wspomnienie tejfelernej lekcji. Przecież tyle siedziała
nad tym idiotycznym wypracowaniem oZiele Druidzkim i co usłyszała?
„Panno Evans, proszę następnym razembardziej postarać się przy pisaniu,
ponieważ nie tak powinna wyglądać pracaszóstoklasistki. Treść również
nie jest specjalnie zachwycająca. PorównywanieZioła Druidzkiego do
pietruszki nie jest dobrym pomysłem. Za to praca pannyLily Evans
zasługuje na prawdziwą pochwałę. Czytelnie, rzeczowo, bez
żadnychbezsensownych metafor”. Bezsensowne metafory? Slughorn cały
jestbezsensowną metaforą i żyje.
Meggie wciągnęła głębokopowietrze.
- Nie będę ryczeć przezSlughorna…
- Meggie?
Dziewczyna poczuła, żektoś kładzie dłoń na jej ramieniu. Otworzyła oczy.
- Severus?
-
Wcalnie nie uważam, żeporównanie Zioła Druidzkiego do pietruszki było
nietrafne i bezsensowne -powiedział, patrząc na Gryfonkę – Przyznam, że
nawet mi się spodobało. Nieuważasz, że Slughorn po prostu nie wiedział,
co to pietruszka?
Meggie uśmiechnęła sięsmutno.
-
Nie obchodzi mnie, żenazwał moją metaforę bezsensowną – mruknęła –
Chodzi o to, że coraz bardziejirytuje mnie porównywanie do Lily. Jestem
jej kuzynką, a nie kopią. Nie muszębyć taka, jak ona!
Ślizgon spuścił wzrok.
- Dobrze, że nie jesteś.
Dziewczyna
spojrzała naprzyjaciela, na jego lekkie zmieszanie i zaczerwienione
policzki. Przygryzławargę, po czym uśmiechnęła się.
- Chodźmy coś przekąsić -powiedziała, ujmując chłopaka za ramię – Mam ochotę na kawę.
- Kawę? Kolejną?
*
Remus wszedł do PokojuWspólnego i aż przystanął zaskoczony.
- Syriusz? – skierowałsię w stronę przyjaciela – Czy ty czytasz?
Łapa był tak pochłoniętyjakąś opasłą lekturą, że nie usłyszał pytania. Dopiero po chwili zdał sobiesprawę, że ktoś nad nim stoi.
-
Co tam, Lunio? – spytałbeztroskim tonem i wrócił do tekstu. Remus
uniósł brwi zdziwiony. W tym samymczasie podszedł do nich James.
-
Łapa, co ty za zwódodwalasz? – spytał, kiedy tylko ujrzał przyjaciela
otoczonego masą książek -Mieliśmy ćwiczyć nowe kombinacje taktyczne
przed meczem z Krukonami, a tyksiążki czytasz?
Syriusz
kiwnął głową,przewrócił stronę i ponownie zanurzył się w lekturze. Do
Pokoju weszła Lily.James popatrzył na Remusa skonsternowany, po czym
odszedł wzruszając ramionami.
-
Remus – zacząłniespodziewanie Łapa marszcząc brwi – Mógłbyś mi
wytłumaczyć, czym różniły sięSobór Hultyndzki od Rotlindzkiego i czego
gobliny zażądały w tym drugim?
Lunatyk kiwnął głową,zajmując miejsce koło przyjaciela.
-
Hultyndzkiemuprzewodniczyli czarodzieje, ale ten drugi zorganizowały
gobliny, domagając sięprzede wszystkim nowych praw. Zażądali zwrotu ich
dóbr materialnych, któreczarodzieje rzekomo im zabrali oraz większej
ilości ziem.
- I co z tym?
-
No cóż, czarodzieje niezgodzili się na takie warunki, wiadomym było że
gobliny zwyczajnie chcą przejąćwładzę nad królestwem. Tak na marginesie
dodam, że tym królestwem był Hogwart.
Syriusz na chwilę oderwałsię od lektury, patrząc zdziwiony na Remusa.
- Żartujesz?
-
Nie, serio. Przecieżnie od zawsze była tu szkoła. Kiedyś zamieszkiwał
ją król, królowa, ichpodwładni i skrzaty oczywiście. Myślę, że niektóre z
nich nadal tu są i gotujądla nas.
- Te same skrzaty, którekiedyś gotowały dla króla i królowej, ciągle tutaj pracują?
Remus kiwnął głową. Łapazamyślił się na chwilę, po czym z hukiem zamknął książkę.
- Lunio, jesteśgeniuszem! Tego Jo na pewno nie wie! – powiedział zrywając się z krzesła, poczym zniknął za dziurą w portrecie.
*
Było
już długo popółnocy, kiedy Joanne wyszła z dormitorium i skierowała się
do wyjścia z PokojuWspólnego. Tym razem nie miała ze sobą
peleryny-niewidki, oddała ją Jamesowiprzed balem. Musiała polegać tylko i
wyłącznie na swoim słuchu i sprycie, jeślijakikolwiek posiadała. No i
najważniejsze – nie natknąć się na Irytka lubFilcha.
Dziewczyna chwyciła wrękę pergamin i pióro, po czym cichutko wyszła na korytarz. Ogarnęła jąnieprzenikniona ciemność.
- Lumos -szepnęła, po czym skierowała się w stronę biblioteki.
Meggie
zawsze ją przestrzegała,żeby nie wkradała się nocą do biblioteki, bo w
końcu wpadnie. Ale Joanne nigdynie udawało się ukończyć wszystkich prac
domowych w ciągu dnia, musiała więcrobić część nocą. A
najodpowiedniejszym do tego miejscem była bibliotekaHogwartu.
Dziewczyna
szła powolnymkrokiem przez korytarz, nasłuchując. Jeśli ktoś ją
zobaczy, to nie pomogą nawettłumaczenia, że jako prefekt Ravenclaw
patroluje okolice Wieży Zachodniej. Ajeśli tą osobą będzie Filch, to
następny tydzień będzie musiała spędzić na czyszczeniuchichoczących
zbroi, które jak się okazało mają łaskotki. A to bynajmniej niejest
łatwe zadanie.
- Czemu niby mieliby torobić?
- Cóż, wie panicz… Tobyli ludzie królewskiego stanu…
Krukonka zatrzymała sięgwałtownie. Ktoś był na sąsiednim korytarzu.
- Nox
– szepnęła iróżdżka zgasła. Dziewczyna podeszła na palcach w stronę
dźwięku i wychyliłalekko głowę zza ściany. Znalazła się na piętrze przy
kuchni. Przed wielkimobrazem z misą i owocami stały dwie postacie. Jedna
z nich to był zapewneskrzat, bo choć nie było widać wyraźnie twarzy to
łatwo było go poznać poniskim wzroście i odstających uszach. Druga
postać stała bardziej w cieniu, aleJoanne natychmiast go poznała.
-
Syriusz? – pomyślałaKrukonka i oparła się o ścianę. Jeszcze by
brakowało, żeby to on ją zobaczył.Odetchnęła głęboko. Czemu jej serce
zaczęło tak szybko bić? Wyjrzała ponowniena korytarz, chcąc podsłuchać
choć odrobinę, o czym rozmawiają.
- Chcąc ratować królestwowypili truciznę…?
- Tak, paniczu. W tamtychczasach to była oznaka męstwa i odwagi. Poświęcić życie…
- Ale Byrtku, to raczejbyła zwykła ucieczka, tchórzostwo. Nie wiedzieli co robić, i zwyczajnieodpuścili.
-
Panicz tak nie mówi, tomoi pan i pani, Byrtek nie powinien mówić o nich
źle. Byrtek wie, że jegopaństwo zachowali się niezwykle odważnie.
Łapa westchnął. Jozobaczyła, jak przeciera zmęczony oczy i mierzwi dłonią włosy.
- Jeszcze raz, jaki tobył rok?
- 1445, paniczu. Czy tojuż wszystkie pytania panicza do mnie?
Syriusz chwilę sięzastanawiał, po czym skinął niezauważalnie głową.
- Tak, Byrtku, dziękuję.
Skrzat skłonił się nisko,po czym zniknął za wielkim obrazem. Syriusz został sam.
Chłopak
popatrzył nazakręt. Wydało mu się, czy przed chwilą mignęła mu tam
czyjaś głowa? Zmarszczyłbrwi. Na pewno jest zmęczony. Wstrzymał jednak
na chwilę oddech, spoglądającjeszcze raz na zakręt. Coś się tam
poruszyło. Gryfon powolnym, cichym krokiemzbliżył się do zakrętu.
Joanne
schowała szybkogłowę. Czy ją zobaczył? Chciała wyjrzeć jeszcze raz, ale
wolała nie ryzykować.Wstrzymała oddech. Cisza. Nikt się nie poruszał.
Czyżby Syriusz tak szybkoodszedł, że nie usłyszała jego kroków? Ścisnęła
mocniej różdżkę. Nagle cośotarło się o jej nogę, miaucząc. Dziewczyna
zdusiła okrzyk.
Łapa wychyliłniespodziewanie głowę za zakręt, chcąc nakryć intruza.
- Bu! – szepnął i ażodskoczył, kiedy zobaczył przed sobą postać. Cofnął się zaskoczony.
-
No proszę, proszę…Nocne schadzki… – Filch uśmiechnął się szeroko,
ukazując bezzębne dziąsła -Pan Black chyba zatrudni się u mnie na stałe,
zamiast co tydzień dostawaćszlaban za nocne wałęsanie się.
Syriusz zaśmiał sięsztucznie, jakby rozbawiony żartem woźnego.
- Robi się pan corazzabawniejszy z wiekiem – powiedział, na co jego rozmówca zrobił groźną minę.
-
Takich szczeniaków jakty, powinno się wieszać za ręce pod sufitem i
chłostać tak długo, aż nieprzeprosi za każde słowo, które kiedykolwiek
powiedział! Idziesz ze mną! DOMCGONAGALL!
Syriusz wzuszyłramionami, po czym leniwym krokiem powlókł się za Filchem.
Joanne
odetchnęła z ulgąwidząc, że woźny nie nakrył jej obecności. Miała
szczęście, że stała z drugiejstrony korytarza. Pani Norris pod wpływem
zaklęcia Silencio nie powie wnajbliższym czasie nikomu, że nie
tylko Syriusz nie spał. No, chyba że Filchjest specem od zaklęć i zda
sobie sprawę, że jego kotkę zaczarowano.
Kiedy
kroki na korytarzuucichły, Krukonka ponownie zapaliła różdżkę. Chciała
już ruszyć w dalszą drogędo biblioteki, kiedy usłyszała ciche sapnięcie
za plecami.
- Panno Fly – rozległ sięniski głos – Pozwoli za mną, co?
Jo odwróciła się powoli,marszcząc brwi. Jak on to robi, że zawsze potrafi ją nakryć na czymśnielegalnym?
- Profesorze Moody…
- Cicho, Fly. Wgabinecie, bo zaraz znowu tu przyjdzie ta parszywa glista narzekając, że jesteśmyza głośno.
Dziewczyna pokiwałazrezygnowana głową. Chyba już nie napisze tej pracy na transmutację.
*
Moody pociągnął zdrowo zpiersiówki, podstawiając ją Joanne.
- Dziękuję, profesorze -odmówiła Krukonka i uśmiechnęła się – Tak długo pan tam stał?
Szalonooki pokiwał głową.
-
Gdybyś zobaczyła, zjakim zaangażowaniem Black próbował dostać się do
kuchni to też byś została,Fly. Tym bardziej, że rano widziałem go
obładowanego kupą jakichś książek,które miał zamiar czytać. Czaisz, Fly?
Czytać.
Joanne pokręciła głową zniedowierzaniem.
-
Wliczając do tego -ciągnął Szalonooki – że dziś na lekcji ciągle się na
ciebie gapił, a ty goskutecznie olewałaś wnioskuję, iż to co odwala,
odwala dla ciebie.
Krukonka zaśmiała się.
- Po co miałby to robić?
Moody oparł się nakrześle, pociągając z piersiówki. Wytarł usta rękawem i popatrzył obojgiem oczuna dziewczynę.
- Nie wiem, pewniewkrótce się dowiemy – powiedział niewinnym tonem. Jo zmarszczyła brwi.
- Pan wie, tylko nie chcemi powiedzieć.
Szalonooki zarechotałrozbawiony.
- Wkrótce sama siędowiesz, Fly. Nikt mnie tu nie zatrudniał jako pośrednika, więc nie mi wścibiaćnosa w nie swój interes.
To
był definitywny koniectematu, więc Krukonka nie ciągnęła go więcej.
Dalsza część rozmowy upłynęła podznakiem zajęć aurorskich Joanne oraz
zbliżającego się meczu QuidditchaGryfoni-Krukoni.
Kiedy
Jo wychodziła zgabinetu profesora, dochodziła godzina czwarta.
Dziewczyna dopiero wtedypoczuła, jak niekorzystny dla organizmu jest
brak snu. Powieki zaczęły jejciążyć, a w głowie kręciło się jak po całej
butelce Ognistej Whisky. Skręcającdo Wieży Zachodniej Krukonka nie
marzyła o niczym innym, jak tylko o tym, żebypołożyć się spać.
*
- Kate, to jest proste!
- Nie jest, gdyby było tobym cię nie prosiła o pomoc!
- Po prostu mnie niesłuchasz!
Meggie
założyła ręce napiersi, patrząc gniewnie przez okno. Już tyle razy
tłumaczyła przyjaciółce tągłupią zależność między proporcjami w
eliksirze usypiającym, ale Puchonka nadalnic nie rozumiała.
- Skoro tak, to spytamSeverusa, może on ci to…
- Nie ma mowy! Smark niebędzie mnie uczył!
- Bo co, bo jestŚlizgonem?!
- Nie, bo to Smark!
Megg zerwała się zmiejsca zirytowana.
- I co z tego?!
- Po prostu nie chcę!
- Jeśli jesteś takawybredna, to może po prostu nie potrzebujesz niczyjej pomocy!
- Potrzebuję, ale niejego!
- Chcesz jeszczewybierać?!
- Megg, nie krzycz namnie!
- Sama krzyczysz!
- Nie rozumiem tego, chcężeby ktoś mi to umiejętnie wytłumaczył, ale widać nie umiesz!
- W takim razie trzebabyło lepiej słuchać na lekcji, a nie się migdalić do Remusa!
Teraz to Kate wstała zmiejsca, uderzając pięścią w stół.
- Migdalić się?! Wieszco, Megg? Myślę, że jesteś zwyczajnie zazdrosna o to, że komuś się układa, atobie i Smarkowi nie bardzo!
- To jest Severus! Nawetdla ciebie jest za trudne zapamiętanie czyjegoś imienia?!
Nagle znikąd pojawiłasię Joanne. Miała podkrążone oczy i była blada. Popatrzyła na przyjaciółki zkonsternacją.
- Eee… Korki zeliksirów, tak?
Kate spojrzała naKrukonkę ponurym wzrokiem, nic nie mówiąc. Meggie prychnęła.
- Jo, powiedz coś, bomnie zaraz rozsadzi – warknęła Gryfonka.
- Emm… JestemSzwajcarią?
Megg zasłoniła oczydłonią, zażenowana.
- To było bardzo, bardzospontaniczne – mruknęła z sarkazmem.
Joanne wzruszyłaramionami.
- To co się stało, możemi któraś wytłumaczy, co?
- Meggie nie jest wstanie poprawnie mi wytłumaczyć eliksirów, i zaproponowała Smarka jakokorepetytora.
-
Jestem w stanie i robięto od godziny! Tylko już nie mam pomysłów, jak
to wytłumaczyć Puchonce, którawydaje się zbyt dumna na pomoc Severusa.
Kate prychnęła.
- Jo, może ty mi towytłumaczysz?
Krukonka pokręciłaprzecząco głową.
- Prawda jest taka -zaczęła – że eliksiry to dla mnie czarna magia i nie pomogę ci za bardzo wteorii. A Remus nie umie?
Meggie zaśmiała się zsarkazmem.
- Remus też pewnie nieumie, w końcu razem nie uważali na lekcji.
- Megg, zamilknij proszę,bo nie ręczę za siebie…
Gryfonka chwyciła swojeksiążki, wrzuciła je do torby i wyszła, nie odzywając się słowem. Jozmarszczyła brwi.
- Musicie być takie miłedla siebie?
- A ty byś chciała, żebycię Smark uczył?
Joanne wzruszyłaramionami.
-
Jak by mi groził trolllub okropny, to przecież każda pomoc się przyda. A
Smark znakomicie ogarnia towszystko, więc zastanów się…
- Jo!
-
No dobra, dobra…Skoro już się zastanowiłaś, to najwyżej mogę ci
podesłać Garry’ego alboDominique, albo jakiegoś innego Krukona.
Kate uśmiechnęła się.
- To jakieś rozwiązanie -powiedziała – Wy jesteście rzekomo dobrzy ze wszystkiego.
Joanne zaśmiała się.
- Rzekomo, Kate.
*
Syriusz
wszedł dodormitorium i rzucił się na łóżko. Wczorajsze tłumaczenie
McGonagall, żeznalazł się na korytarzu przy kuchni przez lunatykowanie
nie wystarczyło.Dostał tygodniowy szlaban. Przez dwie godziny czyścił
kociołki u Slughorna.Większość była przypalona, więc zwykłe Chłoszczyść nie zdawało egzaminu.Musi spytać Remusa o jakieś inne zaklęcie.
- O, Łapa, jesteś już -James wszedł do pokoju i otworzył swój kufer – Za piętnaście minut trening,kapitanie. Zbieraj się.
Syriusz westchnąłprzeciągle.
- Wiem, wiem, właśnie sięzbierałem do wyjścia.
Rogacz popatrzył zkonsternacją na przyjaciela.
- Ta, jasne – mruknął -chyba w sobie.
Łapa podniósł sięleniwie. Po raz pierwszy nie miał ochoty grać. Wolałby teraz czytać książki,żeby umieć jeszcze więcej.
- Aha, zapomniałem -Rogacz wyjął z kufra ochraniacze – Niestety dzisiaj dzielimy boisko zKrukonami.
Syriusz spojrzał nakolegę.
- Żartujesz?
- Nie, serio.
To
podziałało na brunetaniezwykle pobudzająco. Wyskoczył pospiesznie z
łóżka, strącając przy tym swójfałszoskop i rzucił się do kufra.
- Gdzie, na Gringottamoje ochraniacze? Nie mogę ich znaleźć… Eee… James…? Pożycz zapasowe.
*
Kate
usiadła na trybunachi rozejrzała się po boisku. Trening powinien za
chwilę się zacząć. Gryfoni bylijuż w powietrzu, robili rozgrzewkę.
Krukoni za chwilę też pewnie wyjdą.Pomachała do Syriusza, który
podleciał do niej na miotle.
- Kate? Co ty tu robisz?
Puchonka uśmiechnęła sięz sarkazmem.
-
Też się cieszę, że cięwidzę. Wiesz, co robię? Szpieguję. Bo znam się na
zasadach Quidditcha, jak nawnętrzościach sklątki tylnowybuchowej. I
przyszłam podpatrzeć, jakie zagrywki izwody stosujecie.
Syriusz spojrzał nakuzynkę zdziwiony, po czym uśmiechnął się szeroko.
-
Dobre, kuzyneczko,prawie ci uwierzyłem – powiedział, po czym zawrócił
miotłę i dołączył do resztyswojej drużyny. Kate obserwowała chłopaka
jeszcze przez chwilę. Pokazywał namiotle coś zabawnego, reszta drużyny
się śmiała. Syriusz sam miał rozbawionywyraz twarzy, jednak w pewnym
momencie kąciki jego ust opadły. Przeczesałpalcami włosy, wygładził
szatę. Kate podążyła za wzrokiem chłopaka. Na stadionwchodzili Krukoni.
Na przodzie szła Joanne.
*
Jo
weszła na boisko,rozglądając się. Pogoda była w sam raz na trening,
słońce nie świeciłoodbijając się oślepiająco od śniegu. Jedyną niewygodą
był mróz, który podczaslotu potrafił zaprzeć dech w piersiach.
Dziewczyna dojrzała na trybunach Kate ipomachała jej wesoło. Znalazła
przyjaciółce kogoś znakomitego z eliksirów, aleto musi poczekać do końca
treningu. Jej wzrok padł na Gryfonów. Albo raczej najednego Gryfona.
-
Syriusz – szepnęła dosiebie, po czym odwóciła wzrok. Trudno było jej
się do tego przyznać, alezaczynało jej brakować wspólnych wyjść do
Hogsmeade z Huncwotami, żartów ipsikusów robionych Filchowi, czy
popołudni na błoniach. Z Garrym rozmawiało sięnaprawdę znakomicie, ale
to nie było to samo. Kiedy dziewczyna wybrała się znim do Zonka, to
chłopak zwyczajnie się nudził. Nie robiły na nim wrażeniaPióra Dla
Roztargnionych, które biegały cały czas za właścicielem, by ich
niezgubił, ani Żelki-Zmieńki, które podczas żucia zmieniały swój kolor i
smak.Choć nie narzekał i starał się okazać zainteresowanie każdą
śmieszną rzeczą, Jowiedziała że mu się nie podobają. Dopiero, kiedy
zajrzeli do księgani wposzukiwaniu nowych książek o Czanej Magii i
aurorach, Krukon rozkręcił się.
Łapa…
Łapa
kupiłby tuzin Piór,chcąc je podesłać Filchowi w imieniu Dumbledore’a,
jako podziękowanie za długoletniąpracę z dziećmi, i kształtowanie w nich
samodyscypliny i odpowiedzialności.Żelki jadłby z otwartymi ustami
prosząc Jo, żeby mówiła mu na bieżąco, jakiegokoloru jest obecnie
przekąska.
- Joanne – pomyślała -Pamiętaj, jak się zachował na balu.
Przymknęła oczy. Trening.To jest najważniejsze.
- Zbiórka! – krzyknęładziewczyna – Zanim uwolnię piłki, chcę wam przypomnieć o kilku ważnychrzeczach.
*
Zrobiło się niemalcałkowicie ciemno, kiedy obie drużyny zeszły z boiska. Kate skierowała się wstronę szatni Krukonów.
- Kate – Joanne ściągnęłaz łydki ochraniacz – Chodź, przedstawię ci twojego korepetytora.
Dziewczyny
weszły w głąbszatni. Puchonka nie wiedziała, że jest tam tyle
zakamarków i oddzielnychpomieszczeń. W jednym był specjalny składzik na
miotły zawodników, w następnymbyły trzymane stroje sportowe i akcesoria
do Quidditcha. W kolejnym odbywałysię narady i zebrania, gdzie można
było omawiać taktykę bez ryzykapodsłuchania. Następnym była łazienka z
prysznicami. Jo zatrzymała się.
- Tu..? – Kate zdziwiłasię – Tutaj są moje korepetycje?
- Są – Krukonka pokiwałagłową – Marcus!
W
pomieszczeniu byłomnóstwo pary. Przy umywalkach stało troje chłopców,
którzy musieli dopiero cowyjść spod prysznica. Ich włosy były wilgotne,
wokół bioder mieli owinięteręczniki. Brunet stojący przy najbliższej
umywalce odwrócił głowę i popatrzyłna dziewczyny, po czym z uśmiechem
podszedł do drzwi.
- Tak?
Kate
spuściła wzrok. JakJoanne mogła ją postawić w tak niezręcznej sytuacji?
Tak bezwstydnie stać przedchłopakiem, który jest niemalże goły?
Puchonka uniosła nieśmiało oczy.
- To jest Kate -powiedziała Jo – Dziewczyna, o której ci mówiłam.
Kukon wyciągnął rękę iuścisnął lekko dłoń Puchonki.
- Super – powiedziałuśmiechając się – Zaczniemy od poniedziałku, kiedy tylko zagramy mecz zGryfonami.
Kate
kiwnęła głowązmieszana. Co miała powiedzieć? Starała się zapomnieć, że
Marcus ma na sobietylko ręcznik, ale to nie było tak łatwe, jak mogłoby
się wydawać. Do tegochłopak był bardzo dobrze zbudowany, na jego klatce
piersiowej i ramionachodznaczał się każdy mięsień.
- Jasne – Puchonkauśmiechnęła się nieśmiało – Eee… To… Do zobaczenia.
- Do zobaczenia – Krukonpopatrzył z uśmiechem najpierw na Kate, potem na Jo i wrócił do umywalki.
Kiedy dziewczyny wyszły zszatni, Puchonka walnęła przyjaciółkę w ramię.
- Jak mogłaś mniepostawić przed tym chłopakiem bez żadnego przygotowania! Nie wiedziałam, gdziesię patrzyć!
Joanne zaśmiała się.
- Sorry, Kate. Ale musiszprzyznać, że Marcus wygląda niezwykle… Korzystnie. Poza tym na korepetycjachbędzie ubrany.
Puchonka prychnęła iroześmiała się.
Dziewczyny skręciły nakorytarz prowadzący do Wielkiej Sali, kiedy nagle Joanne stanęła i złapała sięza głowę.
- Na Merlina, zapomniałamz szatni książek do OPCM – powiedziała, po czym dała swoją torbę Kate – Zarazwrócę, zajmij miejsce.
Krukonka
odwróciła się iruszyła truchtem z powrotem do szatni. Co prawda mogłaby
to zrobić po kolacji,ale coś kazało jej iść tam teraz. A dziewczyna
nauczyła się, że czasem wartoposłuchać intuicji, i skoro ta każe coś
zrobić to lepiej nie zwlekać.
Kiedy
Jo dotarła doszatni, nikogo już w niej nie było. Krukonka skierowała
się do swojej szafki,wyciągnęła książki do OPCM i ruszyła z powrotem w
stronę wyjścia. Przy drzwiachjednak ktoś stał.
- Syriusz? – Jopopatrzyła na chłopaka zdziwiona, ale szybko przybrała surowy wyraz twarzy -Czego chcesz?
Gryfon przygryzł wargę.
- Przeprosić.
- Przeprosić sobie możesz- Joanne stanęła obok Łapy – Teraz to ja przepraszam, chcę przejść.
Gryfon jednak nie ruszyłsię z miejsca.
- Joanne, musisz mnienajpierw wysłuchać. Ja tak… Nie umiem bez ciebie.
Krukonka założyła ręce napiersi, patrząc na Syriusza.
- Myślisz, że takie sobie”przepraszam” załatwia sprawę?
- Nie cofnę czasu,przykro mi.
- Nie oczekuję tego.
- Więc czego oczekujesz?
Jo milczała. Łapaprzełknął ślinę.
- Widzisz – zacząłniepewnie – Ja… Hmm… Wiedziałaś, że Hogwart był kiedyś zamkiem?
Krukonka uniosła brwizdziwiona.
- Podejrzewam, że zamkiemjest nadal – powiedziała. Syriusz zmarszczył brwi.
-
Eee… Miałem na myśli,że był siedzibą królów. Szkołą stał się dopiero
dwieście lat po samobójstwieostatnich władców krainy Hogwart.
Krukonka kiwnęła głową.
- Co to ma do…?
-
Wypożyczyłem mnóstwoksiążek z biblioteki, dowiedziałem się tylu rzeczy,
potrafię wymienić datywszystkich soborów i bitew między czarodziejami i
goblinami, a nawet takie, októrych Binns nigdy nie mówił…
- Syriusz, po co…
-
Mam tygodniowy szlabanu McGonagall, bo w nocy szukałem informacji na
temat rzeczy, o których mogłabyśnie wiedzieć. Czy wiesz, że pracują tu
skrzaty które służyły niegdyś ostatnimkrólom tego zamku? Albo to, że pod
nami znajdują się największe katakumby wEuropie i wiedzą o nich tylko
dyrektorzy Hogwartu? Albo to, że według legendykanały zamieszkuje
Bazyliszek? Słyszałaś o…
- Ale, Syriusz, powiedzmi, czemu…
-
… o Komnacie Tajemnici dziedzicach Slytherina, którzy mogą otworzyć tą
Komnatę? Rzekomo JęczącaMarta zginęła właśnie od spojrzenia Bazyliszka…
- Łapa, do cholery, po comi to wszystko mówisz?!
- Jo, po to, żeby nie byćgorszy od Garry’ego!
Krukonka opuściła ręce.
- Słucham?
-
Zauważyłem, że woliszrozmawiać z Garrym, niż ze mną. Szczególnie po
balu. Wiem, zachowałem się jakidiota. To co wtedy powiedziałem nie było
prawdą i strasznie żałuję, że takzrobiłem. To wszystko przez to, że tak…
Kurde, zależy mi na tobie, Jo. A niemogę patrzyć, jak ten blondas robi
na tobie większe wrażenie ode mnie. Nie chcębyć od niego gorszy.
- Dlatego przez ostatniekilka dni tyle czytałeś?
Syriusz przytaknął iprzeczesał palcami włosy. Joanne uśmiechnęła się lekko i podeszła doprzyjaciela.
-
Łapa, nie musisz robićnic wbrew sobie. Nie musisz czytać, nie musisz
znać na pamięć wszystkich bitewi soborów. Nawet ja tego nie znam. Ani
Garry – dodała z rozbawieniem – Czekałamtylko na to, aż powiesz, że
zachowałeś się jak skończony palant i cham. Jakidiota i niedojrzały
dupek…
- Jasne, Jo, poużywajsobie…
Dziewczyna roześmiałasię, uderzając przyjaciela pięścią w ramię.
- Mam na myśli tylko to,że nie jesteś w żadnym stopniu gorszy od Garry’ego. Ty to ty, Garry to Garry.
To powiedziawszy Jowspięła się na palce i przytuliła chłopaka.
- Pomyślałam – szepnęła -że może sprezentowalibyśmy Filchowi Pióro dla Roztargnionych?
Czy ja mam przewidzenia? Rozdział? Czy ja tu widzę nowy rozdział? Nie, chyba nie mam przewidzeń. Jak super! Podziwiam Jo za wytrwałość i samokontrolę. Trzeba nieźle panować nad emocjami, żeby takiemu Szczekającemu nie przydzwonić w nos, a ona go totalnie zlewa… I dobrze, należało mu się.Biedna Meggie (nie wierzę, że użyłam tego określenia w stosunku do Megg, ale cóż…), ona w sumie też obrywa w tym konflikcie na linii Jo-Syriusz. Ale póki ona nie interweniuje, nie jest źle, da się to jeszcze odratować. Tylko trzymajcie Megg z dala! To było podejrzane. Syriusz i biblioteka. Biblioteka i Syriusz. KSIĄŻKI i Syriusz. Nie, to się gryzie. Zaraz mi oczy wypadną…Pani Pince niekwestionowanym mistrzem ciętej riposty. Trzeba to uwzględnić przy wybieraniu najlepszych nauczycieli w Hogwarcie! Nie no, cała ta scena była boska No ale bez przesady, jak można nie wiedzieć, co to jest w bibliotece „pozycja”? Jakie on ma IQ? -15? Meggie… Pietruszkowa metafora… Czy czarodzieje nie ogarniają, co to jest pietruszka? ”Slughorn cały jest bezsensowną metaforą i żyje.” Podpisuję się pod tym!Nie dziwię się, że 1/2 Huncwotów była tak zdziwiona widokiem Syriusza czytającego książkę. Ba, że on jeszcze pamiętał, jak to się robi! Na ich miejscu zrobiłabym pamiątkowe zdjęcie, taka okazja może się już nie powtórzyć…Jo ma farta. Z takim to się trzeba urodzić. A Łapa wpadł. Czy życie może być jeszcze piękniejsze? Co do ostatniej sceny: jesteś geniuszem. Uśmiałam się niemiłosiernie czytając kłótnię Kate z Megg, a już tym bardziej, że to idealnie oddaje nasze relacje z życia codziennego. Jesteśmy dla Ciebie nieustannym źródłem natchnienia do takich rzeczy, nie? Cóż więcej mogę rzecz… Nie zawiodłam się. Mogę powiedzieć, że warto było czekać (no bo niby było), ale proszę, nie rób nam tego więcej i nie zostawiaj nas w niepewności na tak długo… :( No, chcę WIĘCEJ! xD Have a nice day (or night) ;*
OdpowiedzUsuńEj, czemu dodajesz coś jeszcze do rozdziału. a ja nic o tym nie wiem?Wnętrzności sklątki tylnowybuchowej… Ona w ogóle jakieś ma? xD Jeny, Jo… Jak można było przedstawiać kogokolwiek innej osobie, gdy ten ledwo co wyszedł z prysznica? To nic, przecież to zupełnie normalne… No ale jeśli było na co popatrzeć, to na korepetycje może stawić się ubrany tak samo… Chociaż nie, szanse na skupienie się nad materiałem do przerobienia spadłyby drastycznie w dół, to chyba lepiej nie. Poza tym… Kate (oczywiście czerwona jak burak) siedzi w bibliotece z Marcusem w samym ręczniku, no i tak zastaje ich Remus… Oj, byłoby ciężko to wytłumaczyć… Łe, pogodzili się… No ale może dzięki temu Syriuszowi nie zlansuje się mózg od natłoku informacji. Nie, zaraz, jaki mózg? O co jak go podejrzewam…? I muszę dodać, że uwielbiam sposób, w jaki wykreowałaś postać Moody’ego. Jest genialny!
OdpowiedzUsuń