sobota, 5 stycznia 2013

Kremowe Piwo

Szczęśliwego Nowego Roku! I tylko dla Was, Kochane Czytelniczki napisałam ten post :) Dziękuję Wam, Meggie i Kate albo Kate i Meggie za wytrwałe czytanie tych wypocin. Uwielbiam Was za to. Dziękuję ;*
Jo schowała się zdyszana za filarem, odgarniając z czoła wilgotną od potu grzywkę. Nie może dać się pokonać. Nie tym razem. Dziewczyna wyskoczyła zza kolumny, celując różdżką w Moody’ego.
- Lacarnum Inflamare! – krzyknęła. W stronę profesora pomkneły kulki gorącego ognia. Szalonooki jednym machnięciem różdżki zgasił je. To jednak wystarczyło, żeby na chwilę odwrócić jego uwagę. Jo rzuciła na siebie zaklęcie Kameleona i jednym susem znalazła się po drugiej sali, niewidoczna dla zwykłego oka.
- Myślisz, że mi się ukryjesz Fly?! – wrzasnął Moody i w mgnieniu miotły wystrzelił w stronę Krukonki zakęcie - Incarcerous!
Dziewczyna zareagowała instynktownie.

Protego!
Spóźniła się jednak o ułamki sekund. Jej nogi oplotły grube pęty, uniemożliwiając jakiekolwiek ruchy.
Immobilus*! – rzuciła w stronę Moody’ego, by nieco go zdezorientować, po czym wycelowała różdżkę w pęty i uwolniła się z nich jednym zaklęciem. W ostatniej chwili zdążyła uskoczyć przed potężnym zaklęciem, które wyżłobiło ogromną dziurę w miejscu, w którym przed chwilą stała.
- Panie profesorze!
- Nie ma się co cackać, Fly! Zły czarodziej nie będzie dawać ci żadnych forów! Diffindo!
Ramię Jo przeszył ból, kiedy zaklęcie rozcięło jej skórę.
- Blokuj, Fly! Nie stój bezbronna! Używaj zaklęcia tarczy cały czas! Diffindo!
Druga rana pojawiła się na ramieniu dziewczyny. Jo uleczyła je jednym zakleciem, w ostatniej chwili blokując zakęcie Glacius.
Vipera Evanesca*! – krzyknęła w odwecie, po czym by wykorzystać chwilową dekoncentrację użyła najbardziej prymitywnego zaklęcia jakie wpadło jej do głowy – Expelliarmus!
Moody odparował jej zaklęcie.
- Dobrze, Fly! – wrzasnął - Everte Statum!
Joanne poczuła, jak jej nogi odrywają się od podłoża. Ciałem wstrżąsnął dreszcz, kiedy w zawrotnym tempie poderwała się do góry.
Bombarda! – krzyknęła z góry, celując różdżką w profesora. Kiedy ten odparował zaklęcie, powtórzyła je jeszcze raz. W jednej chwili pożałowała swojego czynu. Poczuła, że spada w dół, nietrzymana już czarami Moody’ego.
Aresto Momentum! – krzyknęła, zatrzymując się w ostatniej chwili kilka cali nad ziemią. Rzuciła na siebie zaklęcie tarczy w chwili, kiedy Szalonooki chciał ją unieruchomić Drętwotą.
- Dokładnie tak, Fly! – krzyknął profesor - Reducto!
Krukonka odskoczyła w bok i zaklęcie trafiło w szafkę obok.
- Rictumsempra!
Relashio!
Promienie zaklęć zderzyły się w powietrzu, tworząc ogniście czerwoną, pulsującą kulę. Wydawało się, jakby miała zaraz wybuchnąć.
- Skup się, Fly! – krzyknął – Na trzy zacznę przesuwać kulę w twoją stronę. Nie pozwól dojść jej do twojej różdżki!
Joanne pokiwała głową. Ale jak, na Rogogona miała to zrobić?
Skupiła całą swoją uwagę na różdżce, oczyszczając całkowicie myśli. Bo jak inaczej się skupić?
- Raz…
Jo ścisnęła mocniej różdżkę.
- Dwa…
Wstrzymała oddech.
- Trzy!
W jednej chwili czerwona kula ognia pokonała odległość dzielącą ją od Krukonki, wytrącając Jo różdżkę z dłoni. Dziewczynę wyleciała w powietrze, przelatując nad ziemią kilkanaście stóp po czym uderzając plecami w szafkę spadła na podłogę.
- Cholera! – zaklęła po mugolsku i podniosła się z ziemi. Otrzepując szatę z pyłu ruszyła w stronę Moody’ego.
- Nie mogę – powiedziała, uderzając gniewnie w ścianę.
Szalonooki pokiwał spokojnie głową.
- Za którymś razem załapiesz, o co w tym chodzi, Fly. Teraz krótka przerwa i widzimy się za kwadrans.
*
Syriusz siedział nad mapą Huncwotów, śledząc skrupulatnie każdy korytarz. Kiedy tylko Jo pojawi się na mapie oznacza to, że skończyła trening z Moodym. 
- Łapa, idziemy do Hogsmeade po zapas Kremowego Piwa na dzisiaj wieczorem? – James wrzucił niedbale swoje ochraniacze do kufra, po czym wskoczył na łóżko przyjaciela. 
- Myślałem, że czekamy na Jo – rzucił Syriusz, odrywając na chwilę wzrok od mapy – Chciała iść z nami.
Rogacz wzruszył ramionami. 
- Dość długo ją Moody trzyma, nie sądzisz?
Syriusz pokiwał głową w milczeniu.
W tym samym momencie do sypialni wszedł Remus, trzymając pod pachą opasły tom „Zielarstwa dla zaawansowanych”. 
- Nie widzieliście Kate? – spytał siadając na swoim łóżku – Rano prawie nic nie zjadła i wybiegając z Sali rzuciła tylko, że ma korki z eliksirów i nie może się spóźnić.
Przyjaciele wzruszyli równocześnie ramionami. 
- Może jest w bibliotece? Jo wspominała coś, że załatwiła jej korepetytora do eliksirów od siebie z Domu. 
Remus pokręcił przecząco głową.
- Byłem tam. Nie ma jej.
- W takim razie nie wiem, stary. A nie wpadłeś przypadkiem na Jo? 
- Spotkałem ją, ale była w tak żałosnym stanie fizycznym, że pomyślałem że nie warto jej o nic pytać.
Łapa zerwał się z posłania.
- Jak to w żałosnym stanie fizycznym?!
- No zmęczona, trochę podrapana tu i tam…
Lunatyk nie skończył, bo Syriusz w mgnieniu oka znalazł się przy drzwiach.
- Nie ważcie się iść do Hogsmeade beze mnie – rzucił i wybiegł. 
*
Kate rozwiązywała bardzo trudne zadanie, przeliczając proporcje potrzebne do uwarzenia Eliksiru Mnożącego*. Siedzieli z Marcusem w Pokoju Wspólnym Krukonów już od dobrych trzech godzin, ale Kate bynajmniej nie była zmęczona. Marcus był bardzo zabawny i inteligentny. I potrafił znakomicie tłumaczyć, nie to co Meggie czy Frank Longbottom.  
- W takim razie powiedz mi, Kate, co robimy jeśli chcemy rozmnożyć pięciokrotnie.. dajmy na to… 100 galeonów?
Puchonka zmarszczyła brwi i wbiła wzrok w swoje notatki. Gdzie zapisała tą cholerną proporcję?
- Wtedy… Dajemy pięciokrotnie mniej.. Czyli dwadzieścia miarek soku z Tentakuli… Jedna piąta.. Cztery pary skrzydełek żuka… Do tego.. Łyżka wyciągu z Tykwobulwy i mieszamy… Osiem razy w stronę przeciwną do ruchu wskazówek zegara.. Dosypujemy sproszkowany Dyptam… Mieszamy znowu tak jak wcześniej… Wrzucamy jeden galeon i mieszamy dwadzieścia cztery razy w kierunku zgodnym do ruchu wskazówek zegara… I zostawiamy na… cztery doby, a podczas piątej galeony powinny zacząć się mnożyć..?
Marcus pokiwał głową, z uznaniem unosząc brwi.
- Dokładnie. Tylko zapomniałaś o małym, choć istotnym szczególe.
Kate otworzyła szeroko oczy zbita z tropu. Skoro mało istotny, to po co go wypominać?
- O czym?
- O rozpuszczalniku na samym początku warzenia.
- Woda!
- Tak jest. Ile?
Puchonka zamyśliła się.
- Powiększona pięciokrotnie wartość rozmnażanego produktu… Czyli… Dwa litry?
Krukon pokiwał zadowolony głową.
- Widzisz, Kate? To jest proste. Trzeba tylko zapamiętać proporcje.
Puchonka skinęła głową i uśmiechnęła się.
- Ale to dopiero początek tego, czego nie umiem – powiedziała. Marcus zaśmiał się.
Nagle drzwi wejściowe Pokoju Wspólnego otworzyły się, i do pomieszczenia weszła Joanne. Miała rozczochrane włosy, liczne zadrapania na policzkach i szatę umorusaną w białym pyle. Mimo wszystko uśmiechnęła się szeroko na widok przyjaciół.
- Kate! Marcus! Jak wam idzie?
Kate popatrzyła przerażona na Krukonkę.
- Jo, co się stało? Wpadłaś w Wierzbę Bijącą?
Joanne zaśmiała się. 
- Nie. Miałam trening z Moodym. No wiesz, ten aurorski – dodała, widząc zdezorientowane spojrzenie przyjaciółki – A teraz idę się umyć i chyba tym razem wyjątkowo skorzystam z łazienki prefektów. Mam ochotę na truskawkowy płyn do kąpieli.
*
Severus posiekał drobno korzeń Mandragory i wrzucił go do eliksiru. Co prawda w podręczniku napisano, żeby go rozgnieść ale wówczas nie wydzieliłby on tyle soku i wywar byłyby niekompletny.
Chłopak zapisał na marginesie podręcznika swoją uwagę i zamieszał dymiącą ciecz. Eliksir zmienił swoją barwę z szarej na fioletową. Tak jak powinno być. 
- Bardzo dobrze, panie Snape. Wspaniały kolor wywaru. Jak udało się panu tak szybko go ukończyć?
Oczy wszytkich zwróciły się w stronę Severusa i Ślizgon spuścił głowę. Nie lubił być w centrum uwagi. 
- No cóż… Więc… Po dodaniu śluzu gumochłona nie mieszałem eliksiru tak jak jest napisane w podręczniku, ponieważ ma on tę właściwość, że rozprowadza się samoistnie. Nie zgniatałem również korzenia Mandragory, ale go posiekałem, ponieważ sok wypływa wtedy od razu i zaoszczędzamy na tym mnóstwo czasu. To tyle.
Slughorn pokiwał głową z uznaniem.
- Skuteczne wprowadzanie własnych innowacji przy przyrządzaniu eliksirów jest bardzo rzadko spotykaną zdolnością. A przy tym cenną. Nie zaprzepaść tego, Severusie.
To powiedziawszy ruszył dalej w głąb sali, rzucając pojedyńcze uwagi na temat niektórych eliksirów. 
Severus wlał próbkę swojego wywaru do słoiczka, zapieczętował imieniem i położył na biurku Slughorna. Chwycił torbę i wyszedł z sali, rzucając ciche „Do widzenia”.
*
Syriusz wbiegł na piąte piętro i minął pomnik Borysa Szalonego. Kropeczka Joanne trwała w bezruchu w pomieszczeniu obok. Łapa zaabsorbowany tym, że w końcu znalazł przyjaciółkę nie zauważył gdzie się znalazł. Otworzył szeroko uchylone wrota i stanął jak wryty. 
Łazienka.
Łazienka Prefektów.
Joanne w wannie.
I patrzy na niego przerażona.
- SYRIUSZ?! CO TY TU ROBISZ?! – wrzasnęła dziewczyna,zanurzając się głębiej w wannie i panicznie zagarniając do siebie pianę, by się bardziej zasłonić. 
Łapa odwrócił się spanikowany, zasłaniając rękoma twarz.
- Nic nie widziałem! Przysięgam! Nic nie widziałem!
Słyszał, jak Krukonka złorzeczy na niego pod nosem.
- ZNASZ COŚ TAKIEGO, JAK „PUK-PUK, MOGĘ WEJŚĆ?”?!
Syriusz odwrócił się, by odpowiedzieć dziewczynie na pytanie, ale natychmiast powrócił do swojej wcześniejszej pozycji. 
- Nie wiedziałem, że to jest łazienka prefektów! Słowo Gryfona!
- CO TO ZA GRYFON, JEŚLI NIE MYŚLI!
Łapa wiedział, że jeśli coś powie, to jeszcze bardziej się pogrąży. Milczał więc, słuchając tylko jak Krukonka rzuca pod jego adresem niezbyt przyjemne określenia. Co za porażka.
- Nie odwracaj się teraz – warknęła po chwili dziewczyna – Wychodzę.
Chłopak pokiwał energicznie głową na znak, że rozumie. Słyszał plusk wody, kiedy Krukonka wyszła z wanny i szmer ręcznika, gdy się nim owijała. 
- Już mogę? – spytał ostrożnie. Jo wydobyła z siebie dźwięk podobny do „tak” i Łapa odwrócił się powoli. Dziewczyna stała na marmurowej posadzce owinięta wielobarwnym ręcznikiem. Woda kapała z jej włosów, tworząc na kafelkach małą kałużę. 
- Skąd znasz hasło? – spytała, ciągle czerwona na twarzy. Łapa nie wiedział, czy to ze wstydu czy ze złości, ale wolał obstawiać to pierwsze. Działało bardziej na jego korzyść.
- Drzwi były otwarte.
- Borys Szalony wszystkich pyta o hasło, po czym zamyka drzwi. Nie mogły być otwarte.
Syriusz pokręcił głową przecząco.
- Nie pytał. Po prostu wszedłem.
Jo westchnęła.
- Pewnie znowu zasnął. Stary pijak.
Łapa uśmiechnął się lekko. Może jednak nie jest taka zła na niego?
- A czego chciałeś, że tak pilnie mnie szukałeś?
- Remus powiedział mi, że byłaś w „żałosnym stanie fizycznym”, więc trochę się martwiłem. Nie mogłem znaleźć cię na Mapie, a kiedy w końcu się pojawiłaś to pobiegłem, bo chciałem wiedzieć czy wszystko w porządku.
Krukonka uniosła zdziwiona brwi.
- I dlatego wparowałeś do prefeckiej łazienki, kiedy się kąpałam?
- Mówiłem ci, Jo. Nie myślałem o tym. Drzwi były otwarte, a ty byłaś za nimi. Co miałem pomyśleć?
Joanne uśmiechnęła się, mrużąc oczy.
- Twoja wersja jest nawet przekonująca – powiedziała po chwili – A może szukałeś mnie, bo miałam iść z wami po Piwo Kremowe?
Łapa uśmiechnął się.
- Też. Ale przede wszystkim ty.
Kiedy Jo i Syriusz wyszli z łazienki, syrena na obrazie w łazience westchnęła znudzona.
- Ach, ci mężczyźni…
*
Meggie szła za Joanne, niosąc skrzynię z Oranżadami „Bąbelkowy Szok”. Przeklinała w duchu Syriusza i Jamesa, że zostawili je same z takimi ciężarami i poszli kupić „Żujki-Gnujki” i Eksplodujące Babeczki Barty’ego Bobbsa. Jo niosła przed sobą kratę Piwa Kremowego i zapewne też było jej ciężko. A gdzie są faceci, jak ich potrzeba? Wybierają cukierki i żelki w sklepie ze słodyczami. Typowe.
- Jo, stańmy na chwilę. Zaraz mi odpadną ręce.
Krukonka stanęła i postawiła skrzynkę na ziemi. Wciągnęła głęboko powietrze, łapiąc się pod bok.
- Cholerni Gryfoni – sarknęła sapiąc – Mówię o gryfońskich facetach, Megg – dodała, widząc mrożące spojrzenie przyjaciółki.
Meggie pokiwała ze zrozumieniem głową i w tej samej chwili dostrzegła w oddali Severusa. Szedł w ich stronę.
- Smark idzie – rzuciła Jo obojętnie, po czym poprawiła się szybko – Severus, sie znaczy.
Ale Megg nie było już obok. Gryfonka biegła w stronę Ślizgona, uśmiechając się szeroko. 
- Na jej pomoc raczej nie mam co liczyć – westchnęła Jo, po czym chwyciła dwie skrzynki naraz i wolnym krokiem ruszyła w stronę zamku.
*immobilus – zaklęcie unieruchamiające ofiarę, lub spowalniające jej ruchy
*Vipera Evanesca - sprawia, że z różdzki wystrzeliwuje mały snop ognia
 *Eliksir Mnożący – jak sama nazwa wskazuje pomaga rozmnożyć różne rzeczy, np. pieniądze. Należy jendak do Eliksirów Zakazanych. Zbyt pięknym byłoby rozmnażanie pieniędzy, co nie?

1 komentarz:

  1. Przepraszam, że tak długo! Przeczytałam już dawno, ale jakoś dopiero dziś biorę się za komentowanie… Przepraszam :< Syriusz wlazł do łazienki Joanne… Och, nie mogę! Genialne to jest! I te ich reakcje… Och, no nie mogę! No tak, Syriusz nie myśli… Biedna Jo, co za trauma…”Smark idzie – rzuciła Jo obojętnie, po czym poprawiła się szybko – Severus, sie znaczy.” – mówiłam już, że Cię kocham? Btw. nie mogłaś użyć zaklęcia lewitującego? xd Jo, jesteś geniuszem i mistrzem w swoim fachu, uwielbiam Twoje opowiadanie! No i to co zwykle: ja chcę jeszczeee! xD

    OdpowiedzUsuń